Felieton z 2003 r.
Pozytywne efekty w kulturystyce wyczynowej a także rekreacyjnej uzależnione są od fachowości i zaangażowania w pracy, instruktorów, trenerów, rehabilitantów, organizatorów imprez sportowych, sędziów oraz działaczy.
Ponadto do rozwoju kulturystyki w pewnej mierze przyczyniają się producenci sprzętu, odzieży i odżywek. Dziś, tak jak w końcu lat 50 -tych i latach 60 -tych, tj. okresie kształtowania się kulturystyki w Polsce, duże znaczenie dla jej poprawnego funkcjonowania ma właściwe propagowanie jej na łamach prasy i to nie tylko kulturystycznej. Trzeba bowiem podkreślić, że rozpowszechnianie porad treningowych, ale nie szkodzących ćwiczącym oraz kreowanie i lansowanie estetycznych wzorców sylwetki, a także powszechnie akceptowanego w społeczeństwie zdrowego i aktywnego stylu życia, było i dziś może być motorem, który ciągnie naszą kulturystykę.
Z szerokiej grupy fachowców zajmujących się z kulturystyką najważniejszą pracę wykonują jednak instruktorzy. Od nich w bardzo dużej mierze zależą osiągnięcia rekreacyjne - sportowe ćwiczących, zdrowie oraz zadowolenie z treningów.
Dobrze jest, jeżeli są absolwenci Akademii Wychowania Fizycznego ze specjalnością kulturystyki, podnoszenia ciężarów lub rehabilitacji. Dobrzy są też ludzie o kulturalnym obyciu i po specjalistycznych wielostopniowych kursach instruktorskich, którzy mają duże doświadczenie wynikające z długiego okresu uprawiania naturalnej kulturystyki.
Najlepsi to jednak ci, którzy mają jedno i drugie, a przy czym mogą pochwalić się również dobrymi wynikami w pracy wychowawczej i w zwalczaniu wszelkich przejawów dopingu. Niestety, mimo tego, że w przeciągu ostatnim ćwierćwieczu kilkaset osób uzyskało kwalifikacje i uprawnienia do prowadzenia zajęć z zakresu kulturystyki, to w branży pozostało niewielu, a szkoda.
Na czele tej grupy instruktorów plasują się tak znani kulturyści z lat 60 - tych, jak Stefan Polis z Częstochowy i Wiesław Wnęk z Krakowa. Z grupy wspaniałych propagatorów kulturystyki instruktorów, którzy w latach 70 i 80 - tych mieli bardzo dobre wyniki w szkoleniu młodzieży, ale z różnych względów zrezygnowali z pracy instruktorskiej trzeba też wymienić :Leopolda Dzitkowskiego z Piotrkowa Trybunalskiego, Henryka Jasiaka, Mariana Rosse, Jerzego Klawińskiego, Seweryna Sawickiego z Warszawy oraz dziesiątki innych wzorowych instruktorów.
W tym miejscu należy wspomnieć o przedwcześnie zmarłych: Mirosławie Woźniaku z Warszawy i Ryszardzie Sarnowskim z Piły, jednych z najlepszych instruktorów w historii polskiej kulturystyki.
Mirosław Woźniak, ceniony ekonomista, zarazem instruktor kulturystyki, pływania i podnoszenia ciężarów, sam uprawiał sporty siłowe i od końca lat 50-tych prowadził zajęcia w warszawskim Robotniczym Klubie Sportowym „Sarmata”. Do mistrzowskiego poziomu doprowadził wielu zawodników, a między innymi Jerzego Pachockiego Gabriela Gołębiowskiego, finalistów mistrzowskich zawodów w Sopocie.
Jego fachowość, zaangażowanie w pracy instruktorskiej uwidoczniły się szczególnie w latach siedemdziesiątych.
Grupę ponad dwustu fizycznych „zdechlaków”;, którzy nie mieli szans być przyjętymi do innych ośrodków, w krótkim czasie przekształcił i to bez żadnych środków wspomagających, w silną i sprawną młodzież.
Warto wspomnieć, że Mirosław na swoich zajęciach, przy okazji nauki o kulturystyce wpajał swoim uczniom zasady właściwego zachowania się nie tylko na sali treningowej. Ćwiczący u Niego wiedzieli, że najważniejsza jest nauka w szkole, zaś treningi kulturystyczne to tylko pożyteczne zajęcie.
Na przykład 17 - letni Mirosław Krawczak, dziś fotograf w wydawnictwie „Kulturystyki i Fitness. Sport dla Wszystkich” , a także innych czasopism oraz S. Kowalczyk stali się czołowymi juniorami kraju .
Efekty pracy - tego nieodżałowanego wychowawcy młodzieży były wielokrotnie omawiane na łamach prasy, między innymi przez redaktora Stanisława Zakrzewskiego w „Sporcie dla Wszystkich”, zaś sylwetkę jego wychowanka M. Krawczaka zaprezentowano w magazynie kulturystycznym IFBB „Muscle and Fitness” pod koniec lat 70 - tych.
Ryszard Sarnowski poświecił kulturystyce ponad 30 lat życia. Założyciel kulturystycznych ognisk TKKF w Pile i Czarnkowie, w których pod jego kierownictwem wychowało się wielu znanych kulturystów. W latach 80 -;tych był przewodniczącym Poznańskiego Okręgu Kulturystyki, członkiem Centralnej Komisji Kulturystyki przy Radzie Głównej Zrzeszenia LZS oraz Komisji przy ZG TKKF. Organizował mistrzostwa Polski w Czarnkowie i Pile, był też współorganizatorem ogólnopolskich zawodów w Poznaniu. Sędzia wielu imprez. Założyciel i członek zarządu pierwszej kadencji PZKiTS.
W ostatnich latach obserwuje się odchodzenie najlepszych instruktorów od kulturystyki. Źle opłacani, wykonujący kilka funkcji, począwszy od sprzątania sali, szatni, sanitariatów i prowadzenia bufetu z odżywkami, a skończywszy na pobieraniu składek i opłat, nie mają prawie czasu na zajmowanie się ćwiczącymi. Można sobie wyobrazić, że praca w takim ośrodku lub siłowni nie dale satysfakcji, a ponadto powoduje, że dobry instruktor już po pierwszych dniach pracy zaczyna rozglądać się za pracą w innej siłowni, a najlepiej w swoim właściwym zawodzie.
Przeważnie instruktor, źle opłacany, ma w ramach swoich obowiązków wykonywać kilku funkcji. Od sprzątania sali i sanitariatów oraz obsługi szatni, solarium, sauny, zbierania opłat za usługi świadczone w ośrodku, w tym za sprzedaż napojów i odzywek do właściwych dla niego czynności związanych z prowadzeniem zajęć na sali treningowej, na które nie ma prawie czasu. Można sobie wyobrazić, że ćwiczenie lub praca w takim ośrodku - których jest wiele - nie może dać zadowolenia i powoduje, że dobry instruktor już po pierwszym dniu pracy zaczyna rozglądać się za pracą w innym ośrodku - siłowni.
Są przypadki, że na miejsce odchodzącego profesjonalisty zatrudnia się z tzw. łapanki wśród ćwiczących osobę, przeważnie bez kwalifikacji i doświadczenia w tym zawodzie.
Na ogół są to osobnicy o brolierowej konstrukcji, głównie zajęci i przejęci własną muskulaturą, pilni w egzekwowaniu opłat, bo tylko to im dobrze wychodzi. Trafiają się przypadki, że rolę instruktora spełnia osoba, która nic nie miał a wspólnego z kulturystyką. Na sali taki pseudoinstruktor zaczyna porady treningowe od wskazania, co należy kupić w jego barku na przyrost mięsni i tu nie zawsze chodzi odżywki czy suplementy, ani też o schabowego.
Metodykę treningu sprowadza do podania zestawu ćwiczeń za magazynami lansujących zawodowych supermistrzów.
Na zakończenie tej kwestii trzeba zasygnalizować rolę instruktora w toczącej się rywalizacji między siłowniami. Konkurencja między ośrodkami - siłowniami kulturystycznym, nieraz usytuowanymi na tej samej ulicy, osiedlu lub w miasteczku, stawia przed instruktorami i właścicielami tych siłowni coraz większe wymagania. W warunkach ostrej konfrontacji usług, na rynku zostają tylko najlepsze. Szanse na przetrwanie i ewentualny rozwój mają tylko te, które oprócz oferowania właściwych warunków do uprawiania kulturystyki wyczynowej lub rekreacyjne, tj. sali z różnorodnym i uniwersalnym sprzętem, gabinetem odnowy, sanitariatami i szatniami (odrębnymi dla kobiet i mężczyzn), itp., mają te z nich, w których pracują instruktorzy profesjonalnie wykonujący swoje obowiązki.
Od nielicznej w Polsce grupy ludzi pióra zajmujących się zawodowo kulturystyką można wymagać dobrej znajomości zagadnień, którą starają się prezentować, a także obiektywności w przedstawianiu faktów i co najważniejsze, aby lansowali i kształtowali polskość w kulturystyce. W rzeczywistości jest z tym różnie. Zapatrzeni na zachodnią kulturystykę i pewnie zauroczeni tytułami amerykańskich pism, zapominają, że kierują swe teksty do ogółu młodych polskich czytelników, a nie np. dla anglosaskich kandydatów na mistrza sztucznych mięśni. Przykładem takiej roboty redakcyjnej mogą być tak zwane propagandowo - instruktażowe artykuły o tych ważących ponad 120 kg amerykańskich kandydatów na Mr Olimpia, w których wykładają nam, czym i w jakich ilościach mamy wspomagać swój trening w celu uzyskania monstrualnych mięśni. Komu potrzebne są też tasiemcowe relacje z amerykańskich eliminacji zawodowców o koronę najlepszego mięśniaka?
Odrębnym zagadnieniem są niestety liczne nieścisłości, błędy i przekłamania w historycznych wspomnieniach o polskiej kulturystyce. Panowie „redaktorzy””, początek i okres rozwoju polskiej kulturystyki jest dobrze udokumentowany, więc proponuje, aby za każdym razem, gdy wam przyjdzie ochota na przepisywanie bzdur z radosnej twórczości pseudoznawców historii polskiej kulturystyki zajrzeć jednak do łatwo dostępnych źródeł historycznych. Najlepiej do „Sportu dla Wszystkich” z lat 1958 -1970..
Autor: Jan Włodarek Grudzień 2003 r.
JWIP.PL. Coś zmieniło się na lepsze? Na pewno przybyło leniwych, niedouczonych i sezonowych instruktorów, jednocześnie ubyło oddanych entuzjastów nauczania kulturystyki. Tych pierwszych łatwo poznać, bo pracują jakby w letargu, z którego budzą się przeważnie, kiedy od ćwiczących zbierają opłatę za korzystanie z siłowni lub gdy udzielają porad gdzie i co należy kupić do wspomagania treningu.
Starsi wiekiem redaktorzy pisania własnym piórem jakby zatracili pamięć o tym, co było w naszej kulturystyce 40 - 50 lat temu. Wśród średnich wiekiem, niestety, jest kilku „mutów”, sprzeniewierzonych idei kulturystyki Stanisława Zakrzewskiego. Młodsi idący z prądem „pakuj i łykaj” starają się, ale o historii wychodzi im przeważnie nijak, co nie powinno dziwić, bo kto i gdzie miał ich nauczyć historii polskiej kulturystyki z lat 1957 -1972? Zostali jeszcze ci, co z zamiłowaniem kopiują bez zgody autorów nasze historyczne artykuły, w tym. powyższy artykuł. Lista ich jest długa, a na niej również redaktor dużego krajowego portalu kulturystycznego oraz Słowak piszący dla czeskiego pisma kulturystów. Oni to z zamiłowaniem kradną nam artykuły i zdjęcia, lub z nich duże fragmenty i wstawiają je do tzw. swoich artykułów nie racząc, chociaż podać źródło, które przywłaszczyli. (Ignacy 2009 r.).
Rej.418./ Ośrodki -14 /2011.09.22/JWIP.PL
Ostatnia aktualizacja: 2011.10.07.Godz. 16:43
|