Strona G³ówna

Nasz program

O nas

Forum

Galeria zdjêæ

PIONIERZY

Kontakt
Artyku³y:
Jan W³odarek
Historia
Sylwetki
Wywiady
Porady
Trening
Dietetyka
Medycyna
Wspomaganie
Sterydy
O¶rodki
RÓ¯NE
Statystyka
Odwiedzi³o nas:
10032698
osób.
Oni s± z nami:
Chroni³em kulturê i aktorów. Autor Jan W³odarek
Ze wspomnieñ Jana W³odarka

Na zdjêciu: Rynek Starego Miasta. W ¶rodkowej kamienicy jest Piwnica Wandy Warskiej, fot. J.W.

Piwnica dla elity
W lipcu 1967 roku na warszawskim Rynku Starego Miasta powsta³ ekskluzywny „Klub Muzyki Wspó³czesnej”, czyli po³±czenie ambitnego muzykowania z dobr± kuchni± i wytwornymi napojami, przeznaczony dla elity artystycznej stolicy. Lokal mieszcz±cy siê w przys³owiowej piwnicznej izbie za³o¿y³a popularna wówczas piosenkarka Wanda Warska razem z mê¿em Andrzejem Kurylewiczem, znanym kompozytorem, jazzmanem oraz twórc± muzyki filmowej.

Wydarzenie zelektryzowa³o socjalistyczn± „warszawkê” znaj±c± dotychczas tylko kawiarnie pañstwowe, spó³dzielcze lub zak³adowe. Popularny felietonista Jerzy Waldorff, który skomentowa³ wydarzenie na lamach tygodnika „¦wiat”, podkre¶li³, ¿e tych piwnic, po³±czonych do kupy w jedn±, by³o najpierw trzy, a wszystkie tak zawalone ceg³ami i pe³ne ró¿nego barach³a, ¿e trzeba by³o legionu robotników, aby to oczy¶ciæ. Jedn± odgruzowywa³o pobliskie seminarium duchowne, drug± za¶ pu³k piechoty, a Wanda sta³a tylko w przej¶ciu i pilnowa³a, ¿eby siê obie strony nawzajem ideologicznie nie pozra¿a³y. Jakkolwiek siê dzia³o, rezultat okaza³ siê prze¶liczny. W ró¿nych zakamarkach muru, wystêpach, poutykane kunsztownie – sk±d ona je wziê³a?! – stare instrumenty: tr±bki – sygna³ówki, bezwentylowe puzony, a w k±cie sta³ bêben dawny, wojskowy. Znawcy historii twierdzili, ¿e to na nim bito werble, kiedy Napoleon wkracza³ uroczy¶cie do sypialni pani Walewskiej.


W tym samym czasie s³awna sta³a siê piwnica, w Krakowie, w Pa³acu pod Baranami, w której wystêpowa³ kabaret za³o¿ony przez Piotra Skrzyneckiego. Lokal ten równie¿ mia³ niepowtarzalny styl i klientów. Bawili siê w nim profesorowie, lekarze, prawnicy i ¶mietanka intelektualna Krakowa. Je¶li kto¶ zaczyna³ mieæ problemy z utrzymaniem pozycji poziomej, to szybko wypada³ z towarzystwa i od tej pory ju¿ przed nim by³ szlaban. Podobn± zasadê postanowi³a wprowadziæ Wanda Warska, ale potrzebowa³a do tego osoby wielce zaufanej.

By³y to zadanie trudne, gdy¿ nie ukszta³towa³y siê jeszcze w polskiej gastronomii standardy zachodnie w zawodzie tzw. ochroniarza. W krajowych podrzêdnych lokalach tak± funkcje spe³nia³ bêd±cy na lekkim rauszu szatniarz, który z regu³y zajmowa³ siê zapijaczonymi go¶æmi daj±c im kopa w d.... Przewa¿nie by³o to ros³e ch³opisko z du¿ym brzuchem i d³oñmi jak bochny chleba, które bez pomocy ówczesnej milicji potrafi³o spacyfikowaæ rozrabiaków.

Najgorsze by³o jednak to, ¿e cz³owiek ten wygl±dem nie odbiega³ od „szarej masy”. Mo¿na by³o trafic na ponuraka, który wykonywa³ swoje obowi±zki zawodowe w sweterku i bez wdziêku, a takich Wanda nie cierpia³a. Tu i ówdzie mo¿na by³o spotkaæ ros³ych, m³odych sportowców w obcis³ych koszulkach, d¿insach lub dresach. Oni równie¿ nie przypadli Wandzie do gustu. Grymasi³a, gdy¿ bywa³a w Pary¿u, a tam w lokalach u¿yteczno¶ci rozrywkowo–gastronomicznej widzia³a kandydatów odpowiednich do swojego lokalu. Fizycznie sprawnych i skutecznych i przy tym kulturalnych, o nienagannych manierach, znaj±cych kilka obcych jêzyków i ubranych w markowe garnitury.

Pierwsza przymiarka
By³o to okropnie dawno, a ja mia³em dwadzie¶cia parê lat, co oznacza³o, ¿e by³em nieprzyzwoicie m³ody i ¶wie¿o po krajowych i miêdzynarodowych sukcesach w zawodach kulturystycznych. Trenowa³em wtedy w warszawskim klubie kulturystycznym „Syrenka”, gdzie instruktorem, obok Henryka Jasiaka, by³ najwszechstronniejszy wówczas polski sportowiec Marian Rossa – dziesiêcioboista, lekkoatleta, ciê¿arowiec, kulturysta i tak dalej. Na treningi przychodzi³ te¿ wysoki, ³adnie zbudowany architekt - Janusz Topolewski, jak siê pó¼niej okaza³o – narzeczony znanej piosenkarki Anny German, która przyja¼ni³a siê z Wand± Warsk±. Musieli mieæ ju¿ jakie¶ wiadomo¶ci o mnie, bo ten¿e m³ody cz³owiek, w przerwach miêdzy æwiczeniami zacz±³ przepytywaæ Mariana na mój temat. Chodzi³o o to, kim jestem, sk±d pochodzê, jak siê zachowujê i takie tam ró¿ne szczegó³y. Warska potrzebowa³a „pracownika” do swojej piwnicy. W¶ród znajomych rozpu¶ci³a wie¶ci, ¿e szuka silnego, sprawnego, z prezencj± i nieg³upiego w jednej osobie.

Kandydatów by³o wielu, ale jako¶ nikt nie móg³ siê za³apaæ, bo Warskiej ci±gle co¶ nie pasowa³o - albo wygl±d nie taki jak trzeba, albo rozum w powijakach, a tu konieczny by³ poziom, bo towarzystwo „piwniczne” odznacza³o siê wysokim ilorazem i „znakiem jako¶ci”.

Zapotrzebowanie na supermena
Jak pamiêtam, podchody w³a¶cicielki muzycznego Klubu trwa³y dwa miesi±ce. W koñcu mój kolega z si³owni zaprosil mnie na rozmowê, przyby³ z urocz± i wielce sympatyczn± Ann± German i przedstawi³ konkretn± propozycjê:
- Zarobisz, poznasz ciekawych ludzi, wejdziesz do wielkiego ¶wiata. A jakby pojawi³o siê tam jakie¶ niestosowne towarzystwo, wówczas stosownie do sytuacji przemówisz, a je¿eli nie poskutkuje, to delikatnie za ubranko lub inaczej, w zale¿no¶ci od „zapotrzebowania”, kogo trzeba, oczywi¶cie kulturalnie, ¿eby nie by³o awantury, a zreszt± wiesz, jak to trzeba robiæ. Krótko mówi±c - go¶æ ma znikn±æ z pola widzenia! To co? Pasuje?
Przyznajê, ¿e zaskoczy³ mnie s³owami „wiesz, jak to trzeba robiæ”. Podejrzewam, ¿e informatorem jego lub Wandy by³ jeden z moich podwórkowych kolegów, w tym czasie ju¿ znanych aktorów - W³odzimierz Press, Jerzy Zelnik lub kto¶ inny, kto wyrós³ na cz³owieka i pamiêta³ nasze potyczki z ch³opakami ze Starówki lub „krwawe” sparringi w sekcji bokserskiej warszawskiej „Polonii”. A mo¿e kumpel z wojska z formacji szkol±cej do specjalnych zadañ?

W sumie „pasowa³o”, ale by³o te¿ pewne ryzyko, które bra³o siê st±d, ¿e dos³ownie obok mie¶ci³ siê renomowany „Krokodyl” i wiele lokali z wyszynkiem – bêd±cych przystani± dla wszystkich chêtnych, pocz±wszy od dygnitarzy a skoñczywszy na pijaczkach i menelach ostatniej kategorii. Jak siê jeden z drugim ubzdryngoli, to pomyli drzwi wej¶ciowe i wpakuje siê do mojej piwnicy. Byli te¿ gro¼niejsi, tak zwani tury¶ci z innych dzielnic, regularnie staraj±cy siê piê¶ciami opanowaæ „Starówkê”. Poniewa¿ jednak nudno by³o ¿yæ bez ryzyka, poszed³em na pierwsze spotkanie z w³a¶cicielk± Piwnicy. Musia³em zrobiæ na niej wra¿enie, bo zosta³em od razu przyjêty. Moim strojem s³u¿bowym sta³ siê garnitur, ¿adnego tam dresiarstwa, czy bicepsówek! Krawat, buty na glanc, g³adko ogolona bu¼ka, dobra woda po goleniu i eksportowy u¶miech. Godziny pracy: 0d 19 do 3 rano.

Jad± go¶cie, jad±...
No i zaczê³o siê. Wszystko by³o ju¿ gotowe do otwarcia Piwnicy: Go¶cie mieli pojawiaæ siê tylko od poniedzia³ku do ¶rody, a resztê dni tygodnia po¶wiêcano tam na przygotowanie nowego repertuaru.

Wcze¶niej wys³ano zaproszenia do przedstawicieli ¶wiata sztuki. Na otwarciu by³a kulturalna ¶mietanka stolicy, miêdzy innymi Gustaw Holubek z aktork± Magd± Zawadzk±, Andrzej Wajda z Beat± Tyszkiewicz, Lucjan Kydryñski z Halin± Kunicka, Adam Hanuszkiewicz z Zofi± Kucówn±, Edward Dziewoñski, Jan Kobuszewski, Wies³aw Michnikowski, Wojciech Siemion, Wojciech M³ynarski. Wpadli te¿ Daniel Olbrychski oraz Janusz G³owacki, których zna³em z treningów kulturystycznych. Zjawili siê te¿ dygnitarze z telewizji i radia. Krótko mówi±c – mia³em przyjemno¶æ witaæ zgromadzenie, którego na ¿adnym filmie nie da³o siê obejrzeæ w takim zagêszczeniu. Niewielki zespó³ muzyczny pod kierunkiem Nahornego - ówczesnej s³awy jazzu - ju¿ czeka³. Na posterunku by³ te¿ pierwszy kucharz z „Bristolu”, najlepszego hotelu w Warszawie.

Klimat spo³eczny by³ wiêc bardzo interesuj±cy, natomiast klimat zdrowotny by³ fatalny, bo prawie wszyscy æmili papierosy. Niby wszêdzie pali³y siê ¶wieczki, maj±ce likwidowaæ dym, ale w praktyce raczej dym likwidowa³ ¶wieczki. Kto tylko przychodzi³, od razu siêga³ do kieszeni i wyci±ga³ paczkê papierosów. Nie by³o jeszcze takich kampanii antynikotynowych jak obecnie, palenie by³o tak± sam± norm± jak jedzenie czy spanie. Kto nie pali³, ten nie liczy³ siê w towarzystwie, a poniewa¿ wszêdzie obowi±zywa³ szpan, wiêc ka¿dy dymi³ tak, ¿e zza tego dymu czasem trudno by³o rozpoznaæ cz³owieka. Jako kulturysta oczywi¶cie nie znosi³em dymu papierosowego, wiêc najchêtniej wychodzi³em na zewn±trz, wentylowa³em p³uca ¶wie¿ym powietrzem i dopiero tak przewietrzony wraca³em do ¶rodka, aby zobaczyæ, czy wszystko jest w porz±dku. Przewa¿nie by³o, bo na ogó³ szacowni go¶cie dbali o swoj± reputacji i nie istnia³a potrzeba wyniesienia kogo¶ pospiesznie.

Od razu przyznam, ¿e muzyka jazzowa, szczególnie jej odmiana „modern” i ten dym z papierosów nie najlepiej oddzia³ywa³y na moje samopoczucie, ale towarzystwo by³o znakomite, zarobek ¶redni, szefowa pe³na dobroci i troski. wiêc jako¶ oswaja³em siê z t± „stratosfer±” piwniczn±.

Lekcje „dobrego wychowania”
Zawsze wita³em go¶ci mi znanych, których zaprasza³em do ¶rodka, ale zdarzali siê te¿ arty¶ci, którzy nie mieli zaproszenia i których ja nie zna³em. Oni to po zaliczeniu ju¿ kilku s±siednich lokali z wyszynkiem zapa³ali chêci± pos³uchania ¶piewu Wandy

Do¶æ szybko opracowa³em sobie sposób na zawianych artystów. Z ka¿dym z nich wita³em siê, ¶ciskaj±c im d³oñ tak serdecznie, a¿ im wychodzi³y oczy na wierzch. Do tej wstêpnej serdeczno¶ci dochodzi³a informacja, ¿e akurat brakuje miejsc. Metoda okazywa³a siê skuteczna, szybko i bez szemrania odchodzili w ciemno¶æ miasta.

Najgro¼niejsz± kategori± fanów piosenkarki Warskiej byli osobnicy wychodz±cy w stanie upojenia z „Krokodyla”. Zaintrygowani odg³osami muzyki docieraj±cej do chodnika, krêcili siê w kó³ko, szukali jej ¼ród³a, natomiast ci mniej zamroczeni alkoholem trafiali do w³a¶ciwej klatki schodowej. Na takich te¿ by³em przygotowany. Robi³em im „a kuku” z zaskoczenia. Wej¶cie do klatki i dalej na korytarz nie by³o o¶wietlone. Bêd±c niewidocznym, z daleka widzia³em wchodz±cego do klatki. Je¶li go rozpoznawa³em lub s³ysza³em znany sobie g³os, to zapala³em ¶wiat³o, ¿eby go¶æ nie stresowa³ siê zbyt d³ugo. Wszyscy inni musieli po omacku szukaæ wej¶cia do piwnicy, powoli posuwaj±c siê do przodu. Mia³em wiêc czas na przepytanie ich, po co tu id± i czy przypadkiem nie zgubili drogi do celu. Przewa¿nie grzecznie zawracali. Zdarzali siê oczywi¶cie mniej rozgarniêci, którzy parli do celu jak muchy do miodu.

Nad wej¶ciem ¶wieci³a siê ma³a lampka. By³a ustawiona tak, ¿e go¶ciowi, który akurat próbowa³ schodziæ w dó³, od razu ¶wieci³a w oczy, ja natomiast wychodzi³em mu z ciemno¶ci. To by³o dobrze pomy¶lane, bo w razie czego mo¿na by³o hukn±æ go¶cia zupe³nie anonimowo. Jak by³ pijany, móg³ pomy¶leæ, ¿e mu siê sufit na ³eb wali i nie ryzykowa³ ju¿ ponownej penetracji miejsca, którego nie zna³.




Zdjêcie z arch.

¯ule u wej¶cia
W ci±gu pierwszych miesiêcy oswoi³em siê z obowi±zkami, Wanda to widzia³a, docenia³a i... by³a ekstra premia. Ale najwa¿niejszy sprawdzian moich umiêtno¶ci kulturalno–perswazyjnych by³ dopiero przede mn±. Pewnego razu u wej¶cia do mojej piwnicy pojawi³a siê grupa zakapiorów z Nowego Miasta, zwanych bandziorkami. Zape³nili ca³y korytarz, by³o ich dwudziestu, wiêc musia³em zastosowaæ strategiê powolnego rozpoznania. Na pocz±tek wy³owi³em z grupy przywódcê i zaprosi³em go do ¶rodka, przykazuj±c jednocze¶nie pozosta³ym, aby poczekali parê minut, bo jednak mo¿e nie trafili gdzie trzeba. Jakby co, to szef zaraz wyjdzie i opowie, jak by³o.
Przywódca, ch³op na schwa³, poczu³ siê zaszczycony, bo zobaczy³, ¿e wprowadzam go w towarzystwo ludzi powszechnie znanych, a jak mu szybko podano kawê i kilka kremówek, to go jeszcze bardziej utwierdzi³o w przekonaniu, ¿e jest tu szanowany. Wys³ucha³ kilku piosenek gwiazdy Piwnicy, w tym przebój wieczoru „Kup mi kanapê” i ju¿ widzia³em, ¿e raczej nie trafi³ tam, gdzie chcia³. By³ zdegustowany. Koncertu nowoczesnego jazzu nie wytrzyma³ do koñca. Z markotn± min± dopi³ kawê i kiedy ju¿ my¶la³em ¿e pójdzie, powiedzia³:
- Wiesz, co, stary? Mam do ciebie pretensjê za tego gola!
Szlag by to trafi³! Jakiego gola? Od prawie godziny by³em w czujnym napiêciu licz±c siê z konieczno¶ci± wezwania do pomocy Wielkiego Lutka, a o nim za chwilê. Nie mog³em zrozumieæ, o jakiego gola chodzi. Przywódca bandziorków wnikliwie patrzy³ mi prosto w oczy. ¬le to wró¿y³o zarówno mnie jak i Piwnicy. Ju¿ siê pogodzi³em z tym, ¿e bêdê musia³ sam zatrzymaæ najazd na Piwnicê, odczekaæ choæ trochê zanim przybiegnie z odsiecz± Wielki Lutek, który jako jedyny by³ w stanie w pojedynkê za³atwiæ pluton niez³ych rozrabiaków.

Czas zatrzyma³ siê na kilkadziesi±t sekund w miejscu. Ju¿ siê podnosi³em, aby daæ sygna³ o potrzebie pomocy. Zawo³a³em ¶liczn± barmankê, do której mia³em wypowiedzieæ na takie sytuacje ustalone has³o, co oznacza³o „Zadzwoñ do Lutka lub do „niebieskich”. Zanim jednak odezwa³em siê do barmanki, Przywódca odzyska³ g³os:
- W finale dzielnicowych rozgrywek strzeli³e¶ mi z wolnego i wy dostali¶cie pi³ki w nagrodê, a my nic.
Zrozumia³em szybko, ¿e jednak nie zanosi siê na atak plutonu bandytów i ¿e raczej bêdzie z tego nawet przyja¼ñ. I tak siê sta³o. Po przyjacielsku omówili¶my tego gola. Pó¼niej on czêsto wpada³ z swoj± dziewczyn±, aby przed ni± „zaszpanowaæ” znajomo¶ciami w artystycznym ¶wiecie i - jak mówi³ – odchamiæ siê. Osobi¶cie pozna³ „bosk±” Marylê Rodowicz, w czym mu pomog³em. Swoim „¿o³nierzom” za¶ przykaza³, aby trzymali siê daleko od Piwnicy. Wkrótce w¶ród ¿ulów rozesz³a siê wie¶æ, ¿e lepiej chodziæ gdzie¶ do ku¼ni ni¿ do tej pedalskiej piwnicy z d¿ezem i okropn± kaw± bez gorza³y.

Nocne emocje
Do¶æ szybko przyzwyczai³em siê do moich „klasowych” go¶ci i o dziwo w kilkunastu pojedynkach, których nie sposób by³o unikn±æ, nie nabawi³em siê ¿adnej kontuzji cia³a. Trzeba powiedzieæ, ¿e o wiele ciekawsze widoki mia³em po s±siedzku, czyli przed wej¶ciem do „Krokodyla”. Odbywa³y siê tam regularne awantury o byle co, bijatyki i ostre wymiany pogl±dów. Niebiescy milicjanci byli o wiele skuteczniejsi ni¿ dzisiejsza policja. Prawie w zarodku likwidowali wszystkie burdy i skutecznie studzili niezdrowe emocje gumowymi pa³kami. Mieszkañcy Starego Miasta musieli ju¿ dawno przywykn±æ do „atrakcji nocy”, bo bezpiecznie i mocno spali.. Staromiejskie nocne ¿ycie stolicy by³o nad wyraz weso³e.

W d³ugie wieczory by³y inne atrakcje, a zdarza³o siê to wtedy, gdy biega³y jakie¶ panienki na golasa, niektóre ca³kiem apetyczne, ale tak napompowane trunkiem, ¿e nie mia³em odwagi zaproponowaæ którejkolwiek z nich wizytê w si³owni i trening si³owy. Nabra³em nawet przekonania, ¿e gonitwy na golasa po staromiejskim bruku s± dla tych panienek o wiele bardziej atrakcyjne ni¿ kulturystyka damska. Zreszt± w si³owni musia³yby mieæ na sobie jaki¶ kostium, a wszystko wskazywa³o na to, ¿e one czu³y siê najlepiej bez ¿adnych ciuchów na sobie.

Dzielnicowy zabijaka
G³ównym porz±dkowym i najwa¿niejsz± osob± na Starym Mie¶cie by³ dzielnicowy. mê¿czyzna tu¿ przed milicyjn± emerytur±, wspomniany Lutek. Oczywi¶cie mia³ znane w polskim sporcie nazwisko, ale w mojej opowie¶ci u¿ywam jego drugiego imienia, znane jego najbli¿szym kolegom.

Lutek to by³y bokser wagi ciê¿kiej. W czasie swojej najwiêkszej ¶wietno¶ci nie by³ technikiem na miarê Kuleja czy Drogosza, raczej Tysonem je¶li chodzi o si³ê ciosu. Jako reprezentant Polski spisywa³ siê ró¿nie, w zale¿no¶ci od tego, czy to on wyprowadzi³ pierwszy celny cios, czy jego przeciwnik. Je¿eli dobrze trafi³, przeciwnika, a byli to herosi europejskich ringów np. zawodnicy ZSRR, czy NRD, to padali jak k³ody ju¿ w pierwszych sekundach pojedynku i nieraz cucono ich ca³y dzieñ. Ale bywa³o te¿, ¿e Lutek sam nadzia³ siê na cios i wtedy miewa³ okoliczno¶ciowe przerwy w ¿yciorysie.

Jako dzielnicowy by³ doskonale znany wszystkim chuliganom, ¿ulom i menelom, a je¿eli nawet kto¶ go nie zna³, Lutek szybko mu siê przedstawia³. O ile tego dnia prze¶ladowa³a go nadmierna ³askawo¶æ, t³umaczy³ go¶ciowi do¶æ spokojnie, w któr± stronê nale¿y zrobiæ zwrot i jak d³ugo ma on zakaz wstêpu na Stare Miasto. Je¿eli jednak co¶ Lutka wcze¶niej wkurzy³o, np. obcy udawa³ niemowê lub g³uchego, to szybko mia³ on okazjê poznaæ punkt widzenia pana dzielnicowego, bo stosunkowo szybko nabiera³ pozycji horyzontalnej i pó¼niej „s³awi³ imiê stró¿a porz±dku” pomna¿aj±c jego popularno¶æ nawet w¶ród tych, którzy go jeszcze nie poznali...

Pan dzielnicowy w ciemne noce sam przechadza³ siê uliczkami Starego Miasta. Na trasie jego obchodu przyjezdny jak i miejscowy „margines”, czyli z³odzieje i chuligani „zapadali siê pod ziemiê”, tak bardzo bali siê Wielkiego Lutka
Prawdê mówi±c, dobrze by³o znaæ pana dzielnicowego, a jeszcze lepiej w jego obecno¶ci mieæ „czyste sumienie”.

Ten¿e dzielnicowy by³ bardzo lubiany przez mieszkañców, bo mo¿na by³o liczyæ na jego skuteczn± pomoc. Wpada³ czasem do Piwnicy, popatrzy³ na ludzi, pos³ucha³ muzyki, pili¶my kawê (by³ abstynentem) i nieraz godzinami rozmawiali¶my o ¿yciu. By³ to zacny, prawy i wykszta³cony cz³owiek, czu³y na piêkno i na krzywdê ludzi. Opowiada³ m.in. o swojej karierze boksera i z uznaniem o trenerze Feliksie Sztammie. Gdy by³ w dobrym nastroju, uczy³ mnie, jak poznawaæ zamiary przeciwnika, obserwuj±c jego oczy lub ujawnia³ mi sposoby zadawania skutecznych ciosów. Znajomo¶æ z nim bardzo sobie ceni³em.

Z Piwnicy przewa¿nie przenosi³ siê do „Krokodyla”, sk±d zawsze by³a okazja do nawrócenia na dobr± drogê rozrabiaj±cego obywatela, czyli wskazanie mu kierunku do domu. Pracowa³ kulturalnie, t³umaczy³, ¿e lepiej jechaæ do domu ni¿ nocowaæ w komisariacie lub w Izbie Wytrze¿wieñ. Mia³ du¿± si³ê perswazji, raczej talent w tej dziedzinie, bo na ogó³ ka¿dy obywatel po takiej rozmowie przyznawa³ ze skruch± racjê panu dzielnicowemu i jak anio³ek wsiada³ przymusowo do której¶ ze staromiejskich doro¿ek, p³ac±c z góry za kurs do domu, co kosztowa³o zwykle wiêcej, ni¿ za dwa noclegi w Izbie Wytrze¿wieñ. Nocna przeja¿d¿ka by³a te¿ zdrowa, bo na powietrzu, a po dwóch godzinach jazdy go¶æ rze¶ko wkracza³ w domowe progi.

Go¶cie typu ura-bura
Bywa³o, ¿e do piwnicy, na lekkim rauszu przychodzi³ Daniel Olbrychski. W tamtych latach by³ to taki bardzo ruchliwy, któremu wydawa³o siê, ¿e na niego nie ma mocnych. A to wszystko przez rolê, jak± zagra³ w filmie „Bokser” Juliana Dziedziny. Znawcy tematu mówili, ¿e aktor tak siê wgra³ w postaæ bohatera filmu, ¿e w ¿yciu prywatnym uto¿samia³ siê z mistrzem boksu. Oczywi¶cie gazety tamtych lat i niektórzy dzia³acze pomogli mu w tym radz±c, ¿eby przerzuci³ siê ze sztuki filmowej na sztukê boksersk±. Wmawiali, ze w sporcie zrobi wiêksz± karierê.

Ja ten film ogl±da³em dwa razy, a mo¿e wiêcej, By³ on przebojem jesiennego sezonu i przyznajê, ¿e zafascynowa³a mnie rola Daniela, jak i autentyczne wydarzenie, które w filmie przybli¿one zosta³o nie tylko mi³o¶nikom ok³adania siê piê¶ciami. Film przedstawia³ autentyczn± historiê boksera Mariana Kasprzyka, skazanego za ciê¿kie pobicie milicjanta. Feliks Sztamm pomóg³ mu wyj¶æ z wiêzienia, i wbrew opinii trenerów i kibiców boksu rozrabiaka znalaz³ siê w reprezentacji Polski na olimpiadzie w Tokio. Kasprzyk walczy³ w finale ze z³aman± rêk± i zwyciê¿y³, zdobywaj±c z³oty medal.

Kiedy Daniel Olbrychski pojawi³ siê w towarzystwie narzeczonej, od razu podchodzi³ do mnie, wita³ siê, rzuca³ okiem na salê, wypatrywa³, czy kto¶ mu tam podskoczy, czy nie i mówi³ tak:
- Ty nic nie mów, tylko uwa¿aj, co tu siê bêdzie zaraz dzia³o. Ja ju¿ taki jestem, ¿e jak zacznê, to nie mogê skoñczyæ. Wiêc kiedy ju¿ wejdê w akcjê i bêdê siek³ ka¿dego po kolei, ty na wszelki wypadek krzyknij swoje nazwisko i wtedy ci nie dokopiê. Sam wiesz, ¿e w t³oku mo¿na siê pomyliæ.

Mia³ pecha, bo nie pamiêtam, czy kiedy¶ uda³o mu siê sprowokowaæ kogokolwiek do boju, a nie by³ a¿ na tyle pijany, ¿eby tak bez powodu waliæ g³ow± lub szabl± w ¶cianê.

Piwniczny wdziêk
W tej piwnicy dwie piêkne m³ode kobiety zawsze robi³y na go¶ciach wra¿enie. Jedn± z nich by³a Maryla Rodowicz, a drug± pewna Peruwianka, z któr± o¿eniony by³ taki jeden dziennikarz Lasota. Nie mam pojêcia, dlaczego on siê z ni± o¿eni³, bo oboje mieli przeciwstawne upodobania. On lubi³ sobie wypiæ, ona lubi³a przytulaæ siê do obcych facetów. Natomiast Maryla wygl±da³a wtedy jak marzenie. By³a studentk± AWF, chodzi³a w mini-spódniczce i to takiej, ¿e trudno by³o oderwaæ oczy od jej nóg, wiêc ch³opaki zabijali siê w wy¶cigu do niej.

Przychodzili te¿ producenci filmowi, rozgl±dali siê po ca³ej piwnicy, d³ugo to trwa³o, bo w tym dymie, jaki unosi³ siê pod sufitem trzeba by³o mieæ naprawdê dobre oczy, ¿eby co¶ zobaczyæ. Wypatrzyli akurat mnie i tak za³apa³em siê do kilku ról epizodycznych w filmach, miêdzy innymi w „Dekameronie polskim”. Gra³em tam Murzyna – niewolnika , ale ga¿ê dosta³em naprawdê aktorsk±. Obok mnie wyst±pi³ te¿ inny kulturysta, nazywa³ siê Maciej Kara¶, który wkrótce wyjecha³ do Afryki Po³udniowej, gdzie rozwin±³ siê jako producent filmowy, nawet zapewnia³, ¿e mogê graæ w jego filmach, ale wtedy nie by³o mowy, ¿eby dostaæ paszport na ten kraj bez jakich¶ specjalnych znajomo¶ci. Na pocieszenie pozostawa³y mi wystêpy w telewizyjnym show Jaremy Stempo³owskiego, tyle ¿e honoraria by³y ju¿ mniej ciekawe.

Mia³em te¿ interesuj±ce propozycje od innych przedstawicieli sztuki. Moja budowa, choæ zakamuflowana garniturem, zainteresowa³a znanego rze¼biarza, który upar³ siê, ¿e mnie wyrze¼bi w jakim¶ kamieniu. Warunki finansowe by³y znakomite, wynagrodzenie z góry w „zielonej” walucie. Mia³em tylko staæ na postumencie piêæ godzin dziennie przez kilka miesiêcy. Tego typu ofert by³o wiêcej, np. obywatelka malarka z Brukseli uwa¿a³a, ¿e powinienem byæ jej modelem rzymskiego wojownika do kilku obrazów. W oferowanych warunkach rywalizowa³a z ni± nasza malarka maj±ca bardziej swojskie pomys³y. Nic z tego nie wysz³o, nie oda³em siê takiej sztuce, gdy¿ mia³em narzeczon±, uczy³em siê, pracowa³em i musia³em trochê æwiczyæ kulturystykê, a na pozowanie bez ruchu nie mia³em ju¿ czasu.

Do piwnicy wpada³ czasami Bogumi³ Kobiela, s³ynny komik filmowy, który pó¼niej zgin±³ w wypadku samochodowym. Robi³ miny , jak na swoich filmach i sprawia³ wra¿enie nieobecnego, ale mia³ ju¿ tak± naturê i chyba zawsze tak spotyka³ siê z ka¿d± rzeczywisto¶ci±.

Czêstym go¶ciem by³ Emil Karewicz, entuzjasta jazzu i fotografii, który ci±gle pstryka³ zdjêcia. Otacza³y go piêkne dziewczyny, widocznie liczy³y na wylansowanie do filmu.

U Wandy Warskiej „kulturê chroni³em” przez dwa lata. Pracowa³em i pozna³em ciekawych ludzi sztuki oraz takich jak Lutek, na którego pomoc zawsze mog³em liczyæ. To kultowe postacie mojego pokolenia, prawdziwe wzory dla m³odszych pokoleñ.

Mam satysfakcjê, ¿e nieczêsto zdarza³a siê okazja do wykorzystania si³y, raczej wszystko koñczy³o siê na tak zwanej ³agodnej perswazji, a kultura mia³a w³a¶ciw± oprawê.
Autor: Jan W³odarek, Marzec 2006 r.

Rej. 69/JW- 4 /23.05.2010/JWIP.PL
Ostatnia aktualizacja 2011.10.25. Godz. 10:29

Nie nale¿y rozpoczynaæ treningu si³owego pod wp³ywem ¶rodków dopinguj±cych i odurzaj±cych. Przed wykonywaniem opisanych tutaj metod treningowych i æwiczeñ nale¿y siê skonsultowaæ z lekarzem. Autorzy i w³a¶ciciel strony JWIP.PL nie ponosz± jakiejkolwiek odpowiedzialno¶ci za skutki dzia³añ wynikaj±cych bezpo¶rednio lub po¶rednio z wykorzystania informacji zawartych na tej stronie.
Ostatnie Artyku³y
Skutki koronawiru...
¦wiêta Wielkiej ...
Zmar³ nasz Przyja...
Wspomnienie... Pa...
Rak j±dra choroba...
Flesz
Mistrzowie  ¦wiata - 1993 r
Mistrzowie ¦wiata - 1993 r
SYLWETKI
Na forum
Tylko aktywnych zapraszamy na forum
oraz
do Pionierów



















































Je¿eli na tej stronie widzisz b³±d, napisz do nas.

Jan W³odarek | Historia | Sylwetki | Wywiady | Porady | Trening | Dietetyka | Medycyna | Wspomaganie | Sterydy | O¶rodki | RÓ¯NE