Strona Główna

Nasz program

O nas

Forum

Galeria zdjęć

PIONIERZY

Kontakt
Artykuły:
Jan Włodarek
Historia
Sylwetki
Wywiady
Porady
Trening
Dietetyka
Medycyna
Wspomaganie
Sterydy
Ośrodki
RÓŻNE
Statystyka
Odwiedziło nas:
9999571
osób.
Oni są z nami:
Ze wspomnień dra Waldemara Wojciecha Bednarskiego (1)

Na zdjęciu: Waldemar, student UMCS w Lublinie odpoczywa w uczelnianym "małpim gaju". 1960 r. Fot. W.W.B.

Zlot Grunwaldzki (1-16 lipca 1960 r.) Zapasy.

Na polach Grunwaldu odbyła się duża uroczysta manifestacja młodzieży dla uczczenia 550 rocznicy wielkiego zwycięstwa wojsk polsko – litewskich nad zakonem Krzyżackim. W uroczystości wzięła udział również delegacja wszystkich uczelni lubelskich, w tym kilkadziesiąt studentów z UMCS w Lublinie.

Wokół pól grunwaldzkich rozbiło namioty kilkanaście obozów studenckich oraz innych organizacji młodzieżowych z całej Polski (ZMS, ZWM, ZHP). Całość zabezpieczało wojsko, dostarczając namiotów, łóżek i koców, a także, co najważniejsze organizując kaloryczne wyżywienie. Ja, były marynarz Marynarki Wojennej obecnie student i wszechstronny sportowiec, w tym kulturysta) z woli moich ASP – kich przełożonych (Jurek Cywoniuk) zostałem oboźnym. Pod swoją opieką miałem towarzystwo męsko – damskie, które zachowywało się kulturalnie, ale i swobodnie. W każdym razie, kiedy późnym wieczorem obliczałem stan „dusz” (obliczałem ilość nóg w każdym namiocie i dzieliłem przez dwa) to zawsze wypadało ich więcej, niż być powinno…

Na tym obozie, zupełnie przypadkowo, spotkałem niezwykle oryginalnego, wręcz egzotycznego osobnika. Był to Murza – Murzicz, z rodu sienkiewiczowskich Lipków, a we wrześniu 1939 roku rotmistrz – dowódca szwadronu tatarskiej jazdy.


Do miejsca „postoju” Sztabu Zlotu Grunwaldzkiego, z obozu centralnego, prowadziła nad jeziorem wąska ścieżka i właśnie przy niej zajął swoje miejsce rotmistrz.. Był rozłożony koc, a Murza – Murzicz uważnie obserwował przechodzących i tych, których uznał za godnych przeciwników wyzywał na „pojedynek” w stylu wolnym (zapasy). Był silny, dynamiczny zawsze na dobrym „lauschu”. Niewielu mu sprostało w tej zabawie. Kiedy zobaczył mnie, powiedział głośno: musisz ze mną walczyć, bo inaczej ogłoszę na wszystkie strony świata, że jesteś tchórzem? Koledzy, którzy mi towarzyszyli uznali, że ja sportowiec nie mogę odmówić mu tej satysfakcji. No dobrze, będziemy walczyć. Rotmistrz nasmarował się grubo olejkiem i stanął gotowy do walki. Trudna to była sprawa, bo moje ręce ślizgały się po ciele przeciwnika, ale wziąłem go na przetrzymanie i to poskutkowało. Po kilkunastu minutach zmagań brakowało mu już tchu wtedy powiedział do mnie remis: Panie podchorąży! Na remis zgoda, bo Pan wspaniały, Panie rotmistrzu, ale ja jestem podporucznikiem rezerwy Marynarki Wojennej, a nie podchorążym! To się jeszcze bardziej podobało rotmistrzowi, podał mi rękę, uznał za swojego kolegę zastępcę dowódcy szwadronu. Istna komedia, myślę sobie, przecież ja nigdy nawet na koniu nie siedziałem.

W czasie likwidacji obozu, a trwało to kilka dni rotmistrz powiedział nam, że przystępuje do organizacji szwadronu i przetrzepie tyłki tym „hajdamakom”, którzy tu mieszkają ( byli to Ukraińcy przesiedleni na te tereny w ramach akcji „Wisła”). Poszliśmy hurmem do jednego z gospodarstw, w którym rotmistrz zauważył kilka ładnych koni wierzchowych. Kazał gospodarzowi wypuścić je na wygon, a nam obserwować pokaż woltyżerki w jego wykonaniu. Popędził konie batem i zaczęło się. W pełnym biegu wskakiwał na konie i zeskakiwał z niezwykłą sprawnością, ale się w końcu zmęczył i uznał, że czas na posiłek. Weszliśmy do domu gospodarza i tu rotmistrz wydał „rozkaz”, by gospodyni przygotowała jajecznicę ze 100 jaj, chleba i 5 litrów wódki dla panów podchorążych. Była sprawa zapłaty za ten posiłek. Rotmistrz był zdania, że nam się należy w ramach „kontrybucji”. My, byliśmy innego zdania i rachunek uregulowaliśmy zgodnie z życzeniem gospodyni. W czasie rozmowy (ja, nie piłem wódki) dowiedziałem się, że są to przesiedleńcy z powiatu Tomaszewskiego. Co za dziwny przypadek, to byli mieszkańcy z mojego powiatu i nędznej wioski w której kiedyś przypadkowo byłem. Gratulowałem gospodarzom pięknych zabudowań i wspaniałego domu mieszkalnego, ale to nie zrobiło na nich żadnego wrażenia. Gospodyni, z łezką w oku wspominała opuszczoną ojcowiznę, i ubolewała nad tym, że tu wszystko takie „nie nasze”. Patrz Pan, powiedziała do mnie, tu nawet w kuchni jest podłoga, a ja na ojcowiźnie miałam glinkę i co tydzień ją zamiatałam, zawsze była taka świeżutka…

No tak, to był emocjonalny argument dla tych prymitywnych ludzi, wyrwanych ze swego środowiska, w którym mieszkali ich przodkowie od wieków. W Olsztyńskim, ta poniemiecka nowoczesność ich zaskoczyła. Nie byli do niej przygotowani…
Autor: Waldemar Wojciech Bednarski ( z Jego książki pt: „Na lubelskim i puławskim bruku”. Puławy 2003). Przygotował J.W.

ZOBACZ rozmowę z Waldemarem Wojciechem Bednarskim, pt. „Ćwiczę rozum i ciało”. Autor: Jan Włodarek.

Rej.466./Historia - 33 / 2012.03.22/JWIP.PL
Aktualizacja 2012.04.21, godz. 08:56




Nie należy rozpoczynać treningu siłowego pod wpływem środków dopingujących i odurzających. Przed wykonywaniem opisanych tutaj metod treningowych i ćwiczeń należy się skonsultować z lekarzem. Autorzy i właściciel strony JWIP.PL nie ponoszą jakiejkolwiek odpowiedzialności za skutki działań wynikających bezpośrednio lub pośrednio z wykorzystania informacji zawartych na tej stronie.
Ostatnie Artykuły
Skutki koronawiru...
Święta Wielkiej ...
Zmarł nasz Przyja...
Wspomnienie... Pa...
Rak jądra choroba...
Flesz
Paweł i jego odważniki
Paweł i jego odważniki
WALDEK, TOMEK, PAWEŁ z Warszawy
Na forum
Tylko aktywnych zapraszamy na forum
oraz
do Pionierów



















































Jeżeli na tej stronie widzisz błąd, napisz do nas.

Jan Włodarek | Historia | Sylwetki | Wywiady | Porady | Trening | Dietetyka | Medycyna | Wspomaganie | Sterydy | Ośrodki | RÓŻNE