Pod koniec stycznia b. r. ukaza³a siê nowa ksi±¿ka dra Waldemara Wojciecha Bednarskiego pt. „Up³ywa szybko ¿ycie, jak potok p³ynie czas…” (Tytu³ ten jest nazw± pie¶ni patriotycznej napisanej i skomponowanej przez Franiczka Le¶niaka (1846 -1915) prof. seminarium duchownego w Tarnowie).
To wspomnienia autora z lat 1939 – 2014 jako ucznia, marynarza, studenta, zawodnika (m.in. (kulturysty, ciê¿arowca, gimnastyka) i dzia³acza sportowego, dyrektora domów kultury w Tomaszowie i Zamo¶ciu, kierownika Wydzia³u Kultury w Pu³awach i podinspektora w Wydziale O¶wiaty do spraw kultury i o¶wiaty doros³ych, profesora szkól ¶rednich, adiunkta w Instytucie Kszta³cenia Nauczycieli w Lublinie, nauczyciela metodyki oraz dyrektora Spo³ecznej Szko³y Podstawowej i Liceum, imienia Chrstiana Piotra Aignera w Pu³awach.
Ma powody do dumy i rado¶ci - nie zmarnowa³ czasu i ¿ycia, które nieprzerwanie „jak potok p³ynie w dal…”
Ni¿ej przedstawiamy ju¿ drugi fragment z Jego ksi±¿ki (str.54 - 56).
J.W. luty 2015 r.
WYCIECZKA NA WSCHÓD
W lipcu 1959 r.(2-22 07) wzi±³em udzia³ w wycieczce turystyczno-wypoczynkowej do Zwi±zku Sowieckiego (ZSRS). W sk³ad grupy wchodzili studenci z ró¿nych kierunków studiów ze wszystkich Uczelni w Polsce. Rozpoczêli¶my od zwiedzania Moskwy. Byli¶my na Kremlu w gabinecie „Chor±¿ego Pokoju”, zwiedzali¶my pompatyczn± wystawê „Sielskawo Chadziajstwa”, a niektórzy z nas z ciekawo¶ci obejrzeli dwóch „¶pi±cych czerwonych carów” (Lenina i Stalina) w Mauzoleum na Placu Czerwonym. Natomiast obowi±zkowo zaliczyli¶my propagandowy film („Pierwyj Panoramnyj Kinoteatr Mir”) o dobrobycie i szczê¶ciu narodów ZSRR. Na panoramicznym filmie piêknie i sugestywnie to pokazano, ale natychmiastowa konfrontacja z ulic± moskiewsk± zadawa³a k³am filmowemu scenariuszowi. Natomiast szczerze podziwiali¶my „Metro Moskiewskie”, którego ka¿da stacja to istne cudo sztuki.-
Na ulicach stolicy sensacjê wzbudza³y polskie radia tranzystorowe „Stokrotki”. To by³a nowo¶æ i bardzo chêtnie je kupowano od naszych studentów. Po Moskwie chodzi³em w czarnych sztruksowych spodniach i kolorowej amerykañskiej koszuli ze „zrzutów”. Koszula by³a koloru khaki, ale mia³a ca³y przód ¿ó³ty. Szaro i jednostronnie ubrani Moskwiczanie nie mogli jako¶ tego zaakceptowaæ. Zatrzymywano mnie na ulicy i pytano „Pan, czto nie chwati³o materia³u”? W kinie panoramicznym by³em w jasnym garniturze, modnie uszytym z jugos³owiañskiej „zerówki” (materia³ ³adnie siê prezentowa³, ale by³ lichy, mi±³ siê bardzo). Przed wej¶ciem na salê zaczepi³ mnie jaki¶ m³odzieniec i koniecznie chcia³ kupiæ ten garnitur. Pan prodaj „kostium”! Nie wyobra¿a³em sobie jak to mo¿na zrobiæ, bo zapasowe ubranie mia³em w „Gostinnicy Turist”. Ale sympatyczny „Rusek” by³ tak zabójczo natarczywy, ¿e na odczepnego powiedzia³em mu 2000 rubli i garnitur Twój! Ku mojemu zaskoczeniu przyj±³ tê cenê bez czkawki, podaj±c mi rêkê na zgodê. Sta³o siê. Poszli¶my do toalety i po kilkunastu minutach „Rusek” wyszed³ w eleganckim garniturze, a ja w jego starych spodniach i gimnastycznej koszulce, bo moj± niemn±c± koszulê te¿ mu odda³em w ramach ustalonej ceny. Za pieni±dze uzyskane z tej zamiany kupi³em aparat fotograficzny marki „Zorka”, „adika³on” i „manikirnyj pribornik”(na prezent dla mamy).
(Rok 1965, Tomaszów Lubelski. Zalew w £aszczówce. Autor po treningu p³ywackim).
Wieczorem poszli¶my ca³± grup± do restauracji „Metropol”, na Placu Czerwonym, by trochê przep³ukaæ gard³a. Z proponowanych napojów wyskokowych „Maskowskaja wodka” i „Lwiwska Hari³ka” wybrali¶my tê pierwsz±, bo nie ¶mierdzia³a. By³ jednak k³opot z wod± do popicia, bo „gazirowki” ju¿ nie by³o. Jeden z naszych kolegów arbitralnie poleci³ kelnerowi, by poda³ nam do wódki „sowieckoje – szampañskoje” (To by³y lata, kiedy u¿ywano jeszcze takiej nazwy. Po przegraniu sprawy s±dowej za bezprawne u¿ywanie tej nazwy - zosta³o tylko „Igristoje).Kelner nie wierzy³ w³asnym uszom, a po potwierdzeniu zamówienia, powiedzia³, ¿e jeszcze takich dziwnych go¶ci nie obs³ugiwa³. Po raz drugi okaza³ wielkie zdziwienie, kiedy otrzyma³ du¿y napiwek. Ale nas staæ by³o wówczas na taki pañski, polski gest. Kelner odchodzi³ od naszego stolika ty³em, ci±gle siê nisko k³aniaj±c!
Na ¶rodku sali by³ obrotowy kr±g taneczny, na którym polska grupa zawziêcie æwiczy³a murzyñskie tañce (rock). By³o ju¿ dobrze po pó³nocy, gdy wyszli¶my na Plac Czerwony…( Nazwa nie ma nic wspólnego z krwawymi wydarzeniami w pa¼dzierniku 1917 roku). Dziewczyny by³y w sza³owym nastroju, i ni st±d ni zow±d postanowi³y zrobiæ siusiu na centralnym placu Moskwy. Jak zaplanowa³y tak zrobi³y, korzystaj±c z naszej lekkiej zas³ony.
Na szczê¶cie oby³o siê bez ¿adnej draki z milicj±, ale po przyj¶ciu do Hotelu, powiedzia³em do sympatycznych i eleganckich kole¿anek :”Moje Panie, mamy du¿e szczê¶cie, ¿e nas nie zgarnê³a jaka¶ „czeryzwyczajka”, bo by¶my wówczas znacznie przed³u¿yli sobie tê wycieczkê do Zwi±zku Sowieckiego…
Z Moskwy „Elektriczk±”, pojechali¶my na Kaukaz do Miêdzynarodowego Obozu Studenckiego w Tuapse. Podró¿ by³a ciê¿ka ze wzglêdu na temperaturê powietrza (ponad 40 stopni w skali „C”). Oblewali¶my siê wod±, ale ta te¿ by³a ciep³a. Otwierali¶my okna, ale z zewn±trz wia³o tak gor±ce powietrze jak z pieca chlebowego. Nie by³o rady – trzeba by³o zacisn±æ zêby i cierpliwie czekaæ na przyjazd do stacji docelowej; jechali¶my tak kilkadziesi±t godzin!
W obozie zorganizowano nam serdeczne powitanie. Byli tam ju¿ studenci amerykañscy, francuscy, kanadyjscy oraz rosyjscy z uczelni w Moskwie, Leningradzie i Kijowie. Po zakwaterowaniu wszystkich nas przebadano, zwa¿ono i ustalono wy¿ywienie wed³ug stanu zdrowia. Trzeba przyznaæ, ¿e wy¿ywienie by³o bardzo smaczne i kaloryczne. W ci±gu dnia otrzymywali¶my piêæ posi³ków (¶niadanie, drugie ¶niadanie, obiad, podwieczorek i kolacjê). Dziesiêciodniowy pobyt w tym wspania³ym o¶rodku wype³ni³y nam gry sportowe, i konkursy, k±piel w Morzu Czarnym, wycieczki turystyczne (miêdzy innymi do s³ynnej Soczi) i wieczorki taneczne. By³ równie¿ konkurs kulturystyczno – gimnastyczny (wyciskanie odwa¿nika kulowego25 kg (lewa, prawa rêka), pompki, oraz wymyk na dr±¿ku, na porêczach gimnastycznych stanie na barkach. Okaza³em siê najlepszy w¶ród studentów.
Zadbano o to, by ka¿da narodowo¶æ organizowa³a jeden z takich wieczorków. W naszej grupie by³o wielu studentów z uczelni artystycznych i dlatego „Polski Wieczór” wypad³ okazale. Nie odby³o siê jednak bez zgrzytu. W przerwie miêdzy tañcami zabra³ g³os student z Kanady serdecznie pozdrawiaj±c studentów z Polski i innych krajów. Wyst±pienie mia³o jednak wiele akcentów politycznych i to siê nie podoba³o naszym rosyjskim opiekunom, a zw³aszcza wszechobecnym politrukom (nie studentom!). Polski t³umacz (student z Krakowa) zosta³ natychmiast zast±piony przez t³umacza „urzêdowego”, który t³umaczy³ ju¿ tak jak trzeba, co wywo³ywa³o salwy ¶miechu ze strony znawców jêzyka angielskiego. Kiedy nasza orkiestra zagra³a modnego w Polsce „rocka”, to do tañca ruszyli tylko studenci zagraniczni, bo dla Rosjan by³ to taniec „zakazany, JURA student z Moskwy, który to zlekcewa¿y³, ju¿ w dniu nastêpnym musia³ siê z nami rozstaæ, manifestacyjnie odprowadzili¶my go na przystanek kolejowy.
Pewnego dnia polska grupa zosta³a zaproszona przez „Pionierów” na obozowe ognisko. Bez wiedzy Rosjan zabra³o siê z nami tak¿e kilku studentów amerykañskich. Do obozu pionierskiego przyjechali¶my znacznie wcze¶niej ni¿ byli¶my umówieni. Pionierzy prowadzili jeszcze jak±¶ grê terenow±. Podeszli¶my do nich i z ciekawo¶ci zapytali¶my, na czym polega ta ich gra? Odpowiedzieli, ¿e „³api± amerykañskich szpiegów”! I nagle zrobi³ siê bardzo g³upio… Przy nastêpnych wyjazdach skrupulatnie ju¿ sprawdzano osoby wsiadaj±ce do „ autobusu dla polskich studentów”…
Po zakoñczeniu turnusu, wypoczêci i opaleni. a przede wszystkim zadowoleni, tras± przez Kijów, gdzie zwiedzili¶my s³ynn± „Pieczersk± £awrê” i inne zabytki tego niegdy¶ polskiego miasta, powrócili¶my do kraju. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego, ale po przekroczeniu granicy ca³a nasza grupa za¶piewa³a bardzo g³o¶no hymn „Jeszcze polska nie zginê³a”. Przez kilka lat prowadzi³em korespondencjê z sympatyczn± studentk± z Leningradu – Iren± Za³ogin±. W roku 1960 da³em jej adres Hani Plizge, studentce z Che³ma, która otrzyma³a wczasy w ZSRS. Spotka³a siê z Iren± i przywioz³a mi jako souveniry barankow± czapkê i p³ytê z melodi± „Czarne Morze” (by³ to w owym czasie szlagier). Korespondencja urwa³a siê nagle, bo prawdopodobnie dziewczyna wysz³a za m±¿.
W kilka tygodni po powrocie z sowieckiego raju pojecha³em na obóz studencki w Kortowie pod Olsztynem. Spotka³em tam wielu kolegów, którzy wcze¶niej ukoñczyli studia w Lublinie i podjêli pracê w tym województwie. Du¿o rado¶ci sprawi³o mi spotkanie z Andrzejem Tatarem, lekarzem weterynarii, z którym zaprzyja¼ni³em siê w Lublinie. Po ca³odziennym leniuchowaniu (obóz mia³ charakter wypoczynkowy), Andrzej przyje¿d¿a³ ze swoim zmotoryzowanym koleg± modn± wówczas „Oktawi±” (Skoda), zabieraj±c mnie i kolegów na „rekonesans” po restauracjach i kawiarniach. Du¿ego pijañstwa nigdy nie by³o, bo i pieniêdzy brakowa³o i s³abi byli z nas zawodnicy. Najczê¶ciej przesiadywali¶my w modnym w Olsztynie lokalu, który zwa³ siê „Po ¯aglami”. Przypomnia³o mi to podobny lokal w S³upsku, z którego jako marynarz musia³em uciekaæ przez balkon, aby nie oberwaæ od spo³ecznych i obcych narodowo mêtów (byli to tak zwani „autochtoni”, ale i wielu przesiedlonych z Lubelszczyzny Ukraiñców…). W olsztyñskim „¯aglu” by³o spokojnie i mo¿na by³o kilka godzin poplotkowaæ o dawnych lubelskich, beztroskich czasach. Z Olsztyna, na kilka dni uda³em siê do krewnych w Gdañsku Wrzeszczu (Pañstwa Janiny, W³adys³awa i ich córki Marysi(Myszki) Niewiarowskich z Wo³ynia), gdzie spotka³em moj± Mamê. Poci±giem po¶piesznym przez Warszawê i Lublin wrócili¶my do rodzinnego Tomaszowa.
Autor: Waldemar Wojciech Bednarski, styczeñ 2015 r.
Rej.824./HISTORIA – 75//2015.02.17/JWIP.PL
W naszym dziale: "HISTORIA" s± dwie czê¶ci wspomnien W. Bednarskiego, za¶ w dziale „WYWIADY" mo¿na zapoznaæ siê z rozmow± z nim pt. „Æwiczê rozum i cia³o”.
Aktualizacja 2015.09.05, godz. 21:05
|