W sierpniu 1997 roku na ³amach „KiF" ukaza³ siê artyku³ Miros³awa Prandoty z okazji 60 lat na sportowej arenie Witolda Majchrzaka z Bydgoszczy. Przypominamy ten artyku³, który szczegó³owo obrazuj± Jego sportow± dzia³alno¶æ i zami³owanie do dyscyplin si³owych.
Witold Majchrzak zmar³ 7 lutego 2009 r., w wieku 92 lat.
Inne artyku³y o W. Majchrzaku s± w dziale „Sylwetki”, za¶ Jego zdjêcia w „Galerii".
(J.W., sierpieñ 2016)
60 LAT NA SPORTOWEJ ARENIE
¯ywa legenda polskiej kulturystyki
Nazywa siê Witold Majchrzak. Urodzi³ siê w Berlinie w roku 1917, a w cztery lata pó¼niej rodzina zabra³a go do Bydgoszczy. Mieszka tam do dzi¶. Piêæ lat temu by³ bohaterem jubileuszu, o jakim dot±d chyba siê nie s³ysza³o. Otó¿ 75-letni Witold Majchrzak postanowi³ wtedy, po sze¶ædziesiêciu latach wyczynu sportowego, przej¶æ na zas³u¿on± emeryturê. Aby jednak nikomu nie wydawa³o siê, ¿e mistrz nagle straci³ parê w miê¶niach, na oczach ¶wiadków wycisn±³ 160 kilogramów!
W jego domu znajduje siê obszerny gabinet, zas³uguj±cy raczej na miano muzeum sportu albo wrêcz sanktuarium sportu. ¦ciany obwieszone s± i obstawione dyplomami, pucharami, zdjêciami, statuetkami, proporcami, medalami, rze¼bami w br±zie. To pami±tki, w których zakonserwowany zosta³ klimat sze¶ædziesiêciu lat sportowego ¿ycia na najwy¿szym poziomie. Witold Majchrzak to postaæ niepowtarzalna w sportowym ¶wiatku. Zawodnik, instruktor, sêdzia, dzia³acz, organizator i popularyzator sportów si³owych. W roku 1960 za³o¿y³ w Bydgoszczy pierwszy klub kulturystyczny. Interesuj±cy jest fakt, ¿e klub za³o¿y³ Majchrzak na w³asnej posesji, sam zorganizowa³ sprzêt, sam by³ instruktorem, a wszystko to robi³ spo³ecznie, nie bior±c ani grosza za swój wk³ad i swoj± pracê. O¶rodek przetrwa³ 31 lat. Majchrzak wychowa³ wiele setek kulturystów, w¶ród których nie zabrak³o zawodników o najwy¿szych kwalifikacjach. Ci najlepsi startowali w zawodach ogólnopolskich oraz miêdzynarodowych. Ju¿ w roku 1965 ekipa trenera Majchrzaka na mistrzostwach Polski w Sopocie okaza³a siê najliczniejsza, bo startowa³o dwudziestu, na co nie móg³ sobie pozwoliæ ¿aden inny klub. Pan Witold by³ te¿ niestrudzonym aktorem-amatorem podczas ró¿nych mniejszych lub wiêkszych uroczysto¶ci, rocznic i ¶wi±t, w zak³adach pracy, na stadionie, w szko³ach, szpitalach i pensjonatach. By³ to swoisty rodzaj aktorstwa sportowego. Jako aran¿er, konferansjer i jednocze¶nie wykonawca opracowanego przez siebie programu odznacza³ siê niespotykanym luzem. Umia³ nawi±zywaæ doskona³y kontakt z publiczno¶ci±, wiedzia³, czym j± zaskoczyæ, zainteresowaæ, zadziwiæ. Ma za sob± niezliczon± ilo¶æ pokazów kulturystyczno-atletycznych, podczas których wyciska³ sztangê w le¿eniu, robi³ przysiady, ¿onglowa³ ciê¿arkami, prezentowa³ swoich wychowanków, zachêca³ do æwiczeñ, przekonywa³ o ich zdrowotnym oddzia³ywaniu. By³ dzia³aczem na szczeblu lokalnym i centralnym. W latach 1976-82 zasiada³ w Prezydium Centralnej Komisji Kulturystyki przy TKKF, a pó¼niej (1987-91) w takiej samej komisji przy Radzie G³ównej LZS. Pe³ni³ te¿ przez dziesiêæ lat funkcjê przewodnicz±cego Okrêgowej Komisji Kulturystyki w Bydgoszczy. W latach 1965-90 ¿adna impreza kulturystyczna w Polsce nie odby³a siê bez aktywnego udzia³u Witolda Majchrzaka. Jego dzia³alno¶æ zosta³a uhonorowana najpierw Z³otym Medalem Zas³ugi, potem Krzy¿em Kawalerskim, nastêpnie Z³ot± Odznak± Zas³u¿onego dla Kultury Fizycznej i wreszcie z³otym medalem IFBB, wrêczonym osobi¶cie przez samego Bena Weidera w roku 1982 w Bydgoszczy, czym mog± siê pochwaliæ tylko bardzo nieliczni na ¶wiecie.
Przymiarka w gospodzie
We wrze¶niu 1939 kapral batalionu pancernego Witold Majchrzak dosta³ siê do niewoli niemieckiej. Okupanci odkryli, ¿e jeniec urodzi³ siê w Berlinie, zabrali go wiêc do lagru w Bawarii, gdzie z racji p³ynnej znajomo¶ci jêzyka niemieckiego najpierw wyznaczyli mu funkcjê t³umacza, a pó¼niej przydzielili go do pomocy bauerowi. Zdarza³o siê, ¿e po pracy w gospodarstwie Majchrzak zachodzi³ do gospody. Czêsto zasiadali tam bawarscy osi³kowie wa¿±cy po sto kilogramów. Syn bauera skonstruowa³ kiedy¶ ekspandor, dawa³ ch³opakom do rozci±gania i wy¶miewa³ ich, bo nikomu nie uda³a siê ta sztuka. Którego¶ dnia zawo³a³ niespodziewanie: – A mo¿e Witold siê przymierzy? Oczywi¶cie mia³ to byæ ¿art, bo kudy tam wychudzonemu jeñcowi do bawarskich ch³opów! I sta³ siê cud, przynajmniej Niemcy tak uwa¿ali: Majchrzak rozci±gn±³ sprê¿yny! Osi³kowie nie mieli pojêcia o tym, ¿e 22-letni kapral rok wcze¶niej zosta³ mistrzem Polski w zapasach, a ponadto by³ mistrzem Pomorza w boksie. Zanim przeminê³o zaskoczenie, syn bauera b³ysn±³ refleksem: – Uciekaj, Witold, bo oni ciê zabij±! Po prostu zadufani w sobie Niemcy nie mogli ¶cierpieæ, ¿e pokona³ ich jaki¶ tam Untermensch. Siêgnêli wiêc do pistoletów, ale Majchrzaka ju¿ nie by³o. W nied³ugi czas pó¼niej uda³o mu siê przekonaæ Arbeitsamt, ¿e przecie¿ mo¿e pracowaæ w rodzinnej Bydgoszczy, która od dwóch lat by³a ju¿ pod okupacj± niemieck±.
Kud³aty przeciwnik
Latem 1942 roku do Bydgoszczy przyjecha³ niemiecki cyrk z programem „Menschen-Tiere-Sensation”. Dyrektor Max Schmidt, jeszcze do niedawna atleta o europejskiej s³awie, pojawi³ siê na arenie z 300-kilogramowym nied¼wiedziem w kagañcu. Zaproponowa³ publiczno¶ci test na si³ê i odwagê. Kto podejmie walkê z jego brunatnym podopiecznym, otrzyma nagrodê. Na trybunach by³o wielu umundurowanych osi³ków, ale propozycji nie przyj±³ nikt. Którego¶ wieczoru w cyrku pojawi³ siê Witold Majchrzak. Mia³ 25 lat, wa¿y³ 67 kg przy wzro¶cie 170 cm. Wygl±da³ do¶æ licho, kiedy stan±³ przy potê¿nie zbudowanym niemieckim dyrektorze i o¶wiadczy³, ¿e gotów jest podj±æ walkê. G³osy pe³ne zw±tpienia uciszy³y siê dopiero wtedy, gdy Polak na jednym najmniejszym palcu u rêki podniós³ w górê 25-kilowy odwa¿nik. To wystarczy³o, aby uznano jego przydatno¶æ do boju. – Kiedy jednak mi¶ stan±³ na tylnych ³apach i rykn±³ wcale nie „sportowo”, poczu³em przejmuj±cy dygot ³ydek – wspomina dzi¶ 80-letni pan Witold. – To nie by³a zabawa. Nied¼wied¼ mia³ wprawdzie kaganiec na pysku, ale „paznokci” nikt mu zawczasu nie obci±³. A gdy poczu³em jego potê¿ne ³apy na ramionach, natychmiast zrozumia³em, na czym polega walka w kategorii „open”. Majchrzak ubrany by³ w specjalny skórzany kostium ochronny i pilotkê na g³owie, co podobno powinno go chroniæ przed pazurami zwierzêcia, ale oczywi¶cie mia³o to symboliczne znaczenie, jako ¿e w razie u¿ycia przez misia pazurów, cz³owiek zosta³by rozerwany. Walka trwa³a do momentu, gdy misia zaczyna³y ponosiæ nerwy, co natychmiast dostrzega³ jego w³a¶ciciel. Wyrywa³ Majchrzaka z objêæ zwierzêcia i g³o¶no obwieszcza³ remis. Odwa¿ny Polak zostawa³ nagradzany burz± oklasków, a dyrektor proponowa³ mu powtórkê nastêpnego wieczoru. Majchrzak d³ugo zastanawia³ siê, co robiæ, aby po³o¿yæ przeciwnika. Po którym¶ z kolei „remisie” postanowi³ wykorzystaæ moment, kiedy zwierzê dostawia jedn± tyln± ³apê do drugiej, pozostaj±c na u³amek sekundy w stanie niepe³nej równowagi. B³yskawiczny przerzut przez biodro wyszed³ idealnie. Trzysta kilogramów ³omotnê³o z hukiem na deski. Nastêpnego dnia odby³a siê dwudziesta szósta walka. Gdy tylko Majchrzak poczu³ pazury nied¼wiedzia na ramionach, od razu zorientowa³ siê, ¿e mi¶ „zmieni³ styl”. Trudno by³o poskar¿yæ siê sêdziemu, ¿e przeciwnik fauluje. Nale¿a³o jak najszybciej uwolniæ siê z objêæ. Czy ta agresja zwierza wynik³a z pamiêci o niedawnej pora¿ce, czy te¿ z jakich¶ innych powodów – nikt nie wiedzia³.. Gdy Majchrzakowi uda³o siê wreszcie wyrwaæ, jego twarz sp³ywa³a krwi±. O ma³o nie straci³ oka, za to chêæ do kolejnego pojedynku „po gladiatorsku” odesz³a mu raz na zawsze.
Eliminacje dla kandydatów na mistrzów
W Majchrzakowym „sanktuarium” centralne miejsce zajmuje sztanga. Lekko zardzewia³a, oparta na stojakach, wygl±da do¶æ majestatycznie z racji du¿ej ilo¶ci stalowych talerzy na³o¿onych po obu stronach. Sztanga Majchrzaka ma w³asn± historiê, o której sam mistrz niechêtnie dzi¶ mówi, ale „starzy” kultury¶ci dobrze j± znaj±. Oto co na ten temat opowiada jeden z najlepszych polskich zawodników lat 60-tych i 70-tych, Jan W³odarek: – Witek utwierdzi³ siê w przekonaniu, ¿e kandydatów na porz±dnych ludzi nale¿y wy³aniaæ za pomoc± sprawdzianu si³owego. Kto tylko do niego przychodzi³, poddawany by³ próbie wyciskania sztangi w le¿eniu na ³awce, zreszt± w ten sposób Witek gromadzi³ sobie m³odzie¿ do w³asnego klubu. Sprawdzian ten stosowa³ równie¿ wobec wielbicieli w³asnej córki, Dolores. Ewentualni przyszli cz³onkowie klubu jak równie¿ przysz³y ziêæ musieli mieæ wyj±tkowe predyspozycje si³owe, aby zas³u¿yæ na uznanie Majchrzaka. Wyci¶niesz, bracie, co trzeba, to masz szanse po kilku latach treningu zostaæ mistrzem! To samo dotyczy³o wielbicieli ³adnej Dolores: nie wyci¶niesz – zmykaj! Niedoszli „herkulesi” mieli dobre chêci, ale te chêci nie zawsze wystarczy³y, aby trenowaæ u mistrza. Ci za¶, którzy zwyciêsko wychodzili z próby, startowali pó¼niej z powodzeniem w ogólnopolskich zawodach. Tak siê szczê¶liwie z³o¿y³o, ¿e i córce trafi³ siê kto¶, kto sprosta³ wszystkim wymaganiom seniora rodu.
Mistrz w „nowym kszta³cie”
Po wojnie Witold Majchrzak wystartowa³ w kilkudziesiêciu turniejach zapa¶niczych, dorabiaj±c siê tytu³u wicemistrza Polski. – To by³y pionierskie czasy! – u¶miecha siê pan Witold. – W czterdziestym szóstym pojechali¶my wagonem towarowym (innego akurat nie by³o) z Bydgoszczy do Warszawy na mecz w zapasach. Po dwudziestu godzinach byli¶my na miejscu, ale w stolicy zagin±³ nam gdzie¶ zawodnik wagi ciê¿kiej. Warszawiacy mieli w tej kategorii stukilowego kolosa, a ja ci±gle wa¿y³em 67 kg. Poniewa¿ wszyscy nasi przegrali swoje pojedynki, wiêc wypad³o mi broniæ honoru miasta. Pomy¶la³em sobie, ¿e z nied¼wiedziem walczy³em, to i z cz³owiekiem nie powinienem siê baæ. Nasz kierownik zapyta³ tamtego „misia”, czy zechce walczyæ z lekkim. Zgodzi³ siê. Wyszed³ na ring i wrzasn±³: „Który to? Ten? Dawaæ go tu, byle prêdko, bo czas ucieka!” Zanim siê zorientowa³, rzuci³em nim o matê a¿ jêkn±³. Sêdzia by³ tak zaskoczony, ¿e nie odgwizda³ koñca, wiêc musia³em walczyæ dalej. W dziewi±tej minucie rzuci³em go po raz drugi i le¿ê na nim. Patrzê na sêdziego, sêdzia na mnie. Trzyma³em mocno, wiêc musia³ wreszcie odgwizdaæ koniec. Niejako przy okazji, czyli „z marszu”, Majchrzak zosta³ te¿ rekordzist± kraju w podnoszeniu ciê¿arów. Podrzuci³ 117,5 kg, co da³o mu pierwsze miejsce w kategorii lekkiej. Numerem popisowym by³o u niego jednak wci±¿ podnoszenie nad g³owê 25-kilowego odwa¿nika najmniejszym palcem u rêki. Czego¶ takiego chyba nikt inny nie dokona³ do dzi¶. – Apetyt mia³em taki sobie – o¶wiadcza skromnie pan Witold. – Jednorazowo mog³em zje¶æ najwy¿ej kilo parówek i na deser jajecznicê z piêtnastu jaj. A poniewa¿ du¿o przy tym æwiczy³em ciê¿arami, wiêc ta si³a, która siedzia³a we mnie od dziecka, nabra³a nowego kszta³tu. „Nowy kszta³t” ju¿ wkrótce wa¿y³ 110 kilogramów. Klatka piersiowa w obwodzie liczy³a sobie 132 centymetry. W roku 1974 jako jedyny Polak zosta³ zaproszony do udzia³u w konkursie o tytu³ „Mister Universum”. Impreza odbywa³a siê w Veronie (Italia). Majchrzak mia³ wtedy 57 lat i by³ najstarszym zawodnikiem mistrzostw. No có¿? Kryteria oceny sylwetki ró¿ni³y siê ju¿ znacznie od tych, które przy¶wieca³y mistrzom sprzed lat. Potê¿nie zbudowany si³acz z Polski nie mia³ zbyt du¿ych szans w konkurowaniu z muskularnymi, ale raczej s³abszymi fizycznie zawodnikami z Zachodu, zreszt± od¿ywianymi nie kie³bas± i nie jajecznic±, ale specjalnymi preparatami chemicznymi. Swoim pokazem, na który z³o¿y³o siê równie¿ ¿onglowanie odwa¿nikiem, spodoba³ siê nie tylko publiczno¶ci, ale równie¿ organizatorom nastêpnego konkursu, organizowanego w Pretorii (RPA). Zosta³ tam nawet zaproszony imiennie, co by³o ogromnym wyró¿nieniem. Pech chcia³, ¿e w odpowiednim czasie nie zd±¿y³ zrobiæ sobie ostatniego wymaganego szczepienia, obowi±zuj±cego w tropikach i nie wyjecha³. Swoje obserwacje z Verony zawar³ w kilku zdaniach: – To by³y dopiero pocz±tki „wielkiej sportowej chemii”, jaka zapanowa³a pó¼niej na halach i stadionach – ironizuje pan Witold. – Teraz nie ma pojedynków miêdzy zawodnikami, ale miêdzy aptekami i wytwórniami. Fabryki narzuci³y m³odym ludziom styl, który ich w koñcu zniszczy. No bo jak d³ugo organizm mo¿e funkcjonowaæ na najwy¿szych obrotach, które wymusza doping?
Na scenie teatralnej
Ogl±dam plakat teatralny, reklamuj±cy sztukê „Iwona, ksiê¿niczka burgunda”. Na tym plakacie widnieje odrêczny wpis re¿ysera Krzysztofa Ro¶ciszewskiego: „Serdecznie dziêkujê Panu Witoldowi Majchrzakowi, nestorowi polskiej kulturystyki, za wspania³y pokaz si³y, bez czego przedstawienie „Iwony” by³oby ubo¿sze”. – Robi³ pan za aktora? – pytam zaskoczony. – A jak¿e! – ¶mieje siê pan Witold. – Teatrowi grozi³a plajta, wiêc zaprosili mnie na scenê i od razu zrobi³o siê pe³no na widowni. Niech pan napisze, ¿e by³ to pierwszy przypadek w dziejach polskiego teatru, kiedy to do podniesienia poziomu zaanga¿owali atletê. Okazuje siê, ¿e mistrz Majchrzak wystêpowa³ w sezonie 1985/86. A mia³ wtedy 68 lat. Na pytanie, co tam robi³, odpowiada skromnie: – Ró¿ne sztuczki... Te „sztuczki”, nie tylko atletyczne, sprawi³y, ¿e w teatrze gromadzi³y siê t³umy, a bydgoski poeta i satyryk Zdzis³aw Pruss u³o¿y³ poemat satyryczny na cze¶æ Majchrzaka i wydrukowa³ go w „Dzienniku Wieczornym”. Publiczno¶æ uwa¿a³a go za „aktora sportu”. Wystêpowa³ nawet w lecznicy dla alkoholików! Jak Witold Majchrzak ocenia tych wszystkich, którzy zostali jego nastêpcami? – Ja pracowa³em latami na wszechstronno¶æ. Zaczyna³em od siatkówki, wio¶larstwa i boksu. Dziêki swojej wszechstronno¶ci wytrzyma³em a¿ 60 lat w sporcie wyczynowym, a teraz obowi±zuje tak zwana w±ska specjalizacja. To mi przypomina pewnego dyplomowanego stolarza, który niedawno nie potrafi³ odpowiednio dopasowaæ drzwi do mojego domu. Gdy go zapyta³em, co robi jako stolarz, odpowiedzia³, ¿e pracuje na skomplikowanych maszynach i wpuszcza tam deski. To ja do niego: „Panie, pan nie jest stolarz, tylko deskowpuszczacz!” No i co? Nie mia³em racji? Fachowców w ka¿dej dziedzinie ¿ycia zast±pili „w±scy specjali¶ci”.
Kilka miesiêcy temu odby³y siê Mistrzostwa Polski w kulturystyce. W Toruniu, a wiêc w odleg³o¶ci 50 km od Bydgoszczy. Organizatorzy turnieju nie zaprosili Witolda Majchrzaka. A przecie¿ mo¿na by³o nawet wyjechaæ po niego samochodem! Niewielki wysi³ek, a jednocze¶nie wielki gest. Kto¶ zapomnia³ o cz³owieku, który przez ca³e lata by³ wzorem sportowego wychowawcy. Dzisiaj takich ju¿ nie ma...
Aut. Miros³aw Prandota, sierpieñ 1997 r.
Rej.862./PIONIERZY - 66/2016.08.07/JWIP.PL
Aktualizacja 2016.09.13, godz. 20:50
|