|
Odwiedziło nas: 10454787 osób. |
|
|
Zwierzenie: "Kosmorealizm". Cz. II Autor: Leo G. |
( Na zdjęciu: Szkalak - zawodowy kulturysta, przez "koks" źle skończył, arch. 1982)
Nastała jesień. Wczesna, moja ukochana. Treningi od nowa. Stopniowo i w sposób przemyślany – w mojej kulturystyce wszystko zawsze robiłem z głową. Zacząłem od poszukiwanie nowej wiedzy i nowej drogi. Po głębokim namyśle i negatywnych doświadczeniach - opisanych w pierwszej części „koksorealizmu”- bez ociągania się ułożyłem sobie program treningowy oraz wspomaganie, tym razem naturalne. Powoli, powoli...
Źródłami mojej wiedzy o kulturystyce były przedruki z amerykańskich czasopism tzw. edycje:-„ Muscle & Fitness”, potem „Flex”, którego redakcja zblamowała się na cały kraj podając „rozpiski cyklu sterydowego”. Rady mające charakter sterydowych, jak i pozostałe z zakresu legalnego wspomagania odrzuciłem, uznając, że nie warto naśladować amerykańskich kulturystów, którzy mocno trenowali rozwijając mięśnie tylko po to, aby napinać je w celach komercyjnych.
Pochłonęła mnie jednak filozofia Klanu Weiderów - animatorów kulturystyki, zbijającej ogromną fortunę. na odźywkach i innych produktach dla ćwiczących kulturystykę. Naiwnie uwierzyłem, że można zbliżyć się do ówcześnie największych herosów kulturystyki bez sterydów anabolicznych. Niczym jak małolat podporządkowałem więc życie kulturystyce, wszystko inne stało się pobocznym do niej dodatkiem. W tygodniu szkoła, posiłki, co do godziny, cykle treningowe, regeneracja, suplementacja. Z życia towarzyskiego zrezygnowałem, dyskoteki przestały istnieć. Ot....cotygodniowa wódeczka na tzw. zresetowanie, ale tylko w towarzystwie innych trenujących. Pozostała część społeczeństwa, powiedzmy, kilkakrotnie rozczarowała mnie swoim krytycyzmem kulturystyki, więc się odsunąłem zupełnie do swojego zaściankowego świata siłowni, żelastwa i pasji rozwijania mięśni.
Był to niezwykły okres w moim życiu. Wraz z kolegami najmowaliśmy się do prac fizycznych, żeby zarobić na sprzęt do siłowni, odżywki i suplementy. Raz rozebraliśmy całą kuźnię w starym, nieczynnym kamieniołomie, szyny ze stropu sprzedaliśmy za całkiem niezłe pieniądze okolicznym, budującym domy ludziom. Starczyło na trzy miesiące wspomagania i wyciąg do treningu mięśni grzbietu. Byliśmy entuzjastami, ja największym z nich. Inni jednak myśleli jeszcze o czymś poza kulturystyką - ja nie.
Myślę, ze wówczas stałem się obsesyjnym fanatykiem ćwiczeń, który zatracił poczucie równowagi życiowej i nie miał celów poza treningiem. Mój poziom ograniczenia się do ćwiczeń wskazuje następujący przykład. - Chrzestna dwukrotnie przysyłała mi zza granicy pieniądze na kurs prawa jazdy. Pierwsza kwota została przeznaczona na zapas białka i rozmaitych suplementów, druga na..... Miłe towarzystwo, bo lubiłem również łatwiznę, a do dziewczyn jakoś szczęścia nie miałem zbytnio, co jest tematem na inny artykuł.
Sytuacja, jakiej nie zapomnę z tamtych lat, wydarzyła się przy szukaniu sobie pracy. Udałem się do jednej z firm ochroniarskich pewny, że w niej otrzymam ciekawą propozycję. Wchodzę pewnym krokiem do biura, pierś wypięta, pod obcisłą koszulką uwidaczniają się mięśnie, a odkryte bicepsy powinny oszołomić pracodawcę, bowiem one w obwodzie miały po 47, 5 cm! Nic z tego, na wstępie właściciel firmy ochroniarskiej zapytał o doświadczenie zawodowe. Z pewnością w głosie odpowiadam: - w imprezach plenerowych, bramce w lokalach itd. Do rozmowy włączyła się asystentka szefa – złotowłosa blondynka - i miło rzuciła pytanie o posiadaną grupę inwalidzką.
- Odpowiadam – nie mam, skądże.
- Bo wie pan....- wymówiła babka krytycznym tonem - wygląd też się liczy....Przykro mi.
Co mi pozostało powiedzieć? Po chwili zadumy burknąłem pod nosem: - Dziękuję i do widzenia.
I w ten sposób zrozumiałem, że nie mam wyglądu odpowiedniego do pracy w ochronie. Szybko i bez pytań znalazłem sobie inne zajęcie, była to „odpowiedzialna” praca na budowie, jako pomocnik murarza!
W życiu cywilnym, czyli towarzyskim określano mnie „dobrze utrzymanym meblem”, a nawet „pedałem”, bo nie goliłem się na łyso i byłem inteligentny. Oczywiście nazywano mnie „mutantem”. Każdy nowo poznany człowiek interesował się tylko jednym - czy „coś biorę”. Wszyscy nie trenujący i krytycznie oceniający kulturystykę koledzy się ode mnie odsunęli, nie byłem nigdzie zapraszany itd. Przyczyną tego było to, że wyglądałem jak mocny kulturysta, a mój styl życia był inny.
Przyznaję, że wykształcona pewność siebie, konsekwencja w pokonywania przeszkód, wreszcie wyjątkowa forma fizyczna oraz nawyki żywieniowe, jakże odmienne od zapijania chipsów piwem pod papieroska, miały wpływ na moje ograniczone kontakty towarzyskie.
Co chciałem przez to wszystko wyrazić? Dokładnie to, że kulturystyka wymaga realistycznego podejścia, nie może być celem sama w sobie. Może w bajkowym świecie nielicznych weiderowskich herosów karmionych środkami wspomagającymi; tak jest, jak to przedstawiają kolorowe pisemka dla kulturystów. Można o tym marzyć we śnie lub jeszcze na jawie!
W naszej rzeczywistości jest inaczej. Na początku euforia, a później zniechęcenie, refleksja i na ogół rezygnacja, bo szkoda czasu i zdrowia poświęcać na coś, czego nie można osiągnąć zdrowymi metodami.
Dla większości to koniec z kolorową kulturystyką. Dla mnie ona też się skończyła. Teraz na innym etapie życia i dojrzałości wznowiłem treningi dla: siebie, zdrowia, przyjemności, bez chemicznych świństw, pogoni za masą, wynikami siłowymi, wymiarami.
Autor: Leo G. luty 2010
17. Rej.17/sterydy -5/ - 21.02.2010
Ostatnia aktualizacja 6 marca 2010 godz. 11:35
|
|
Nie należy rozpoczynać treningu siłowego pod wpływem środków dopingujących i odurzających. Przed wykonywaniem opisanych tutaj metod treningowych i ćwiczeń należy się skonsultować z lekarzem. Autorzy i właściciel strony JWIP.PL nie ponoszą jakiejkolwiek odpowiedzialności za skutki działań wynikających bezpośrednio lub pośrednio z wykorzystania informacji zawartych na tej stronie. |
|
Tylko aktywnych zapraszamy na forum oraz do Pionierów |
|
|