Na zdjęciu:Antoni Kolczyński- bokserski mistrz Europy, fot. z Tygodnika "Raz Dwa Trzy" 1939 r.
Pisownia oryginalna z 1939 roku
Mimo silnej niechęci licznej rzeszy inteligentów do bokserskiego sportu, uchodzącego w jej oczach za zwyczajne, uświęcone prawidłami mordobicie, którego w okresie zdziczenia obyczajów nie należy rozpowszechniać, nasze pięściarstwo rozwinęło się wspaniale, zyskując sobie w Europie pierwszorzędne stanowisko. Dziś po sukcesach dublińskich, gdy zdobyliśmy drużynowe mistrzostwo naszego kontynentu, warto wykorzystać okazję i zjednać mu w sferach intelektualistów, subtelnych ludzi mózgu, a nie kułaka, przyjaciół i zwolenników.
Widzimy, jak defetystyczna postawa wobec świata czyni niektóre państwa kalekami, jak brak twardej zaprawy narodu w organizowaniu swych sił i uświadomieniu ich prowadzi do klęsk niepowetowanych i nikczemnych. Podobnie jednostka, urzeczona wdziękiem nielicznych środowisk, rządzących się nakazami kultury i miłości bliźniego, zginie w zwykłym nurcie życia, niosącym w swym odmęcie miazgę z subtelnych zaufańców w dobroć i miłosierdzie gromady ludzkiej.
Brak decyzji i bystrości w parowaniu ciosów, brak ofensywnego ducha i wytrzymałości na ból i cierpienie, brak ochoty do nadwyrężenia duchowej czy cielesnej szczęki przeciwnika prowadzi do zguby i zatracenia się najcenniejszych nieraz osobników, rozgotowanych na mleko w diabelskim kotle istnienia, dygocącym od waru i napięć miljonowoltowych.
Istnieją oczywiście inne metody, niż boks przygotowywania się do życia, by przebijać się przez nie śmiało, a nie przemykać jak nieważki cień płochliwej owcy, jednak zaprzeczyć nie mogę, iż dobrze pojęte pięściarstwo może postawić na nogi niejedąną chachę i niejednego chochoła wypełnić żywą krwią i potężną dawką mięśni.
Nadomiar boks z giętkiej słodkiej mimozy zgarnie lukier niedołęstwa, ukrywający się pod mianem zawsze usłużnej kultury, w byku zaś płonącym ochotą gruchotania kości i napadania przeciwnika z tyłu, lub rzezania go żyletką w pośladek, wzbudzi poczucie rycerskości, wpoi w niego szacunek dla „fair play".
Jednego i drugiego złączy zamiłowaniem do czynności, uczących nie tylko jak domu szybko rozkwasić nochala, lecz tej twardości i ostrości, bez której człowiek jest popychadłem, jak również uczciwego dżentelmeństwa, którem gdyby rządziły się państwa w swych stosunkach politycznych między sobą, panowałby raj na ziemi i błogosławiony spokój.
Nie jestem reformatorem i nie myślę zakładać Ligi Narodów, stosującej w międzynarodowych sprawach przepisy zaczerpnięte z ringu bokserskiego, pojmuję bowiem aż nadto dobrze utopijność takiego zamysłu przedwczesnego jeszcze o dobrych parę stuleci, Pragnę jednak bardzo gorąco pomóc wielu ludziom, stłamszonym w maglu ciśnień społecznych, borykających się nie tylko z naporem zewnętrznego świata, ale także z wewnętrzną chwiejnością i zgliwienieniem.
Nie będziemy ich szukać u szczytów, w skupiskach elity intelektualnej, ujawnionej światu w zaszczytnych instytucjach, ponieważ osiągnięcia tam przynależnych osobników, świadczą o ich dzielności i ostrości pazurów czy talentów. Śmiesznem byłoby na przykład zalecać boks członkom Akademji Literatury, lub członkom rad nadzorczych przemysłowych gigantów. W pierwszej linji powinienem znaleźć wyznawców w rzeszy bezimiennej, tumanionej bajędami o domniemanych postępach cywilizacji, o narastaniu poczucia prawa i sprawiedliwości, idących na oślep i bezbronnie na ring życia niepomiernie więcej niebezpieczny i złowrogi, niż porządny ring bokserski. Pozatem, mimo wielu omyłek (ludzie są omylni) czuwa nad pięściarskiem starciem paru sędziów, którzy kierują walką, pilnują przeciwników, by stosowali się do przepisów, by cios zadawany był skuteczny, ale nic podstępny i nieprawidłowy.
Po tym wstępie dość długim i pesymistycznym, zacznijmy od początku. Pierwszym warunkiem zapoznania się boksem jest udanie się na trening w jakiemś stowarzyszeniu lub uczestniczenie, jako widz, w turnieju mistrzów-amatorów.
Dość często spotykana niechęć do pięściarstwa zakorzeniona u miłośników kulturalnych rozrywek wynika z nieznajomości tego sportu lub czerpania o nim wiadomości z prasy, piszącej o amerykańskich zawodowcach, ich byzmesach brzydkich kawałach i upadkach. Dużo łatwiej i prościej kupić sobie bilet na spotkanie bokserskie w cyrku między drużynami dajmy na to „Onuca" i „Wysoki Piec" i przyjrzeć się, jak miło i pożytecznie ludzie spędzają godziny.
Zaręczam, iż po krótkim pobycie w atmosferze entuzjastycznego tłumu, baczące go pilnie na przebiegi zetknięć się dzielnych i bystrych chłopców, na grę zwinnych ciał i celowych uderzeń, niechętny dotąd tej szlachetnej walce przybysz zapali się i nabierze otuchy. Radzę mu po powrocie, do domu, nie próbować od razu na spotkanych przyjaciołach lub członkach rodziny podpatrzonych ciosów, lecz wedle finansowej możności zabrać się do zaprawy bokserskiej pod fachowym kierownictwem.
Dopiero pod okiem trenera pozna, co za niewymowna rozkosz czeka go w przyszłości, gdy wydoskonaliwszy kunszt używania kułaka, opatrzonego w rękawicę, zawładnie swojem płochliwem ciałem, wówczas już zahartowanem do ataku, pewnem swojej mocy.
Tembardziej niespodzianka będzie miła, gdy pojmie wartości samego treningu, wyrabiającego w sposób najznakomitszy zręczność i psychofizyczną nieomylność gry swoich mięśni i zmysłów, nastawionych na odpór, szybkość, precyzję.
Następnie zauważy, że nie święci, ani „czortki" garnki lepią i byle nie był łamagą skleconym z ludzkich odpadków, szybko może osiągnąć radosne rezultaty. Jeżeli jest artystą i ujawni przed światem krytyków przyswojoną sobie umiejętność, powstrzyma niejednego bęcwała od zbyt śmiałych „zjechań" jego sztuki, zwłaszcza gdy praktycznie zastosuje prawo pięści. Wtedy nic tak łatwo będą się udawać czynne napaście na biednych klerków i humanistów, zaliczanych jak dotąd do bezbronnych „lebensraumów" totalniackich podrygiwaczy.
Na zdjęciu: Antoni Kolczyński 1938, fot z arch.
Zresztą mniejsza o to. Chodzi o sama sztukę dla sztuki, o niesłychaną sprawność ciała, która powinna obowiązywać każdego, kto chce się mienić pełnym człowiekiem. Bezwątpienia istnieje wielu innych świetnych i czarujących sportów, pomnażających dzielność uprawiających je jednostek, to jednak, boks dla człowieka miasta posiada niezastąpione zalety. Trzydzieści minut codziennego treningu utrzyma ciężko pracującego wyrobnika mózgu w formie, nie obciążając go balastem zabiegów połączonych z wyjazdami za miasto, jak przy turystyce, sporcie wodnym i narciarstwie.
Pozatem boks powinien być składowa częścią zaprawy, utrzymującej mieszczucha w kondycji, w okresie uwiązania przy biurku, sztaludze czy innym narzędziu kulturalnej udręki. Pozatem nocne powroty do domu na najgorsze nawet przedmieście, będą okraszone możliwością przygody i za-stosowania umiejętności nabytych w stosowaniu pięści a nie trwożliwem przemykaniem się od latarni do latarni.
Korzystajmy wszyscy z dobroczynnych skutków wywołanych uprawą boksu. Bądźmy szczerzy: w dzisiejszym okresie panowania agresji i dynamizmu, nie różniącego się tak bardzo od gangsterstwa, w okre¬sie powrotu do krzemiennych maczug jako środka nawiązywania kontaktu z bliźnimi, niechybna pięść posiada wartość dużej miary, metody zaś, którymi posługiwaliśmy się, by ją posiąść i wynikłe stąd właściwości wygimnastykowanego ciała są bezcenne.
Przyznajmy, iż poniekąd ciągle jeszcze jesteśmy bardzo arystokratycznym narodem, patrzącym wrogo na czynności, które można uprawiać masowo i tanio. W naszym społeczeństwie tkwią niechęci do piłki nożnej na przykład, do boksu i innych gałęzi sportu mało kosztownych, mogących przeobrazić charakter szerokich mas, bez stosowania białych portek, szortów, końskich parad i szyków gry w polo. Moim zdaniem, w szkołach średnich powinny być wprowadzone przymusowo dwa sporty, właśnie te wymienione wyżej, zatem, by ostateczny szlif na mistrzów otrzymała młodzież akademicka na wyższych uczelniach. Wyobraźmy sobie fotbalowy mecz dwóch uniwersytetów, podczas którego sędziuje rektor, dziekani zaś są sę¬dziami linjowymi. Albo bokserskie spotkanie rozgrywane w auli Almae Matris o nagrody ustanowione przez ministra oświecenia — albo...
Kończmy te majaczenia. Nasze Czortki w Dublinie okazały się czortami pierwszej wody i wykazały naocznie, że do szlachetnie uprawianego mordobicia posiadamy świetne warunki i wrodzony pociąg. Tak jednostkowo jak gromadnie. Chodzi tylko o to, by kwiat naszego kulturalnego światka, także potrafił splunąć w garść i wybić komu potrzeba zęby.
Autor: Rafał Malczewski, 1939 r. Przygotowali: Jan Włodarek i Mateusz Zborowski, marzec 2010, z tygodnika „Raz Dwa Trzy”.
Na zdjęciu, od lewej ; Deltin (Węgry), Antoni Kolczyński , Feliks Sztam - trener. Foto z jw.
OD JWIP.PL. W 1939 roku polski boks był potegą w Europie!
Istniała mocna krajowa liga bokserska i prężny Polski Związek Bokserski.
14 lutego 1939 roku w Poznaniu, Polski Związek Bokserski, obchodząc 15 – lecie swego istnienia – rozegrał w ramach tej uroczystości sportowej 8-me spotkanie naszej reprezentacji z Węgrami, z którymi od odzyskania niepodległości, jako jednymi z pierwszych nawiązaliśmy kontakt sportowy. Odnieśliśmy wspaniałe zwycięstwo 14:2!
Trenerem naszych bokserów był wówczas Feliks Sztamm, znakomity szkoleniowiec.
Dwa miesiące później na mistrzostwach Europy w Dublinie nasi bokserzy ugruntowali swoją wysoką pozycję. Drużynowo zajęliśmy pierwsze miejsce, zdobywając „Złoty Puchar”, a indywidualnie Antoni Kolczyński zdobył zaszczytny tytuł mistrzowski w wadze półśredniej.
Wicemistrzami zostali: Czortek, Pisarski i Szymura.
Takich wyników pozazdrościć mogą obecne władze naszego boksu, a zawodnicy pewnie przeboleją, że są słabi.
Jan Włodarek
23.Rej. 23/róźne - 1/ 5.03.2010 r.
Ostatnia aktualizacja 2010.12.01 godz 23:42
|