Strona Główna

Nasz program

O nas

Forum

Galeria zdjęć

PIONIERZY

Kontakt
Artykuły:
Jan Włodarek
Historia
Sylwetki
Wywiady
Porady
Trening
Dietetyka
Medycyna
Wspomaganie
Sterydy
Ośrodki
RÓŻNE
Statystyka
Odwiedziło nas:
10040022
osób.
Oni są z nami:
Zawiedzione nadzieje kulturystów. Autor Jan Włodarek

Na zdjęciu: Henryk Szczepański, 1982 r., fot. z arch.H.S.

Na początku lat 80. kilku czołowych polskich kulturystów doszło do wniosku, że doskonałym sposobem na zarabianie dużych pieniędzy będzie startowanie w zawodach kulturystycznych federacji WABBA, organizowanych w Zachodnich Niemczech (obecnie RFN). Przypuszczali, że tam kariera kulturystyczna na nich czeka. Wprawdzie nie wiedzieli, jak to im wypadnie w praktyce, ale pomysł wydawał im się na tyle interesujący, że postanowili spróbować.

Do zarobku w tym iluzorycznym „raju” skrzyknęła się silna grupa w składzie: Paweł Przedlacki, Henryk Szczepański, Janusz Woch i jeszcze kilku optymistów pod wodzą zaradnego działacza Stefana Mizielińskiego z warszawskiego ogniska TKKF. Kilka razy wystartowali w zachodnioniemieckich landach na imprezach, urządzanych pod egidą tej mało znanej w Polsce federacji.

Paweł Przedlacki, ówczesna gwiazda polskiej kulturystyki, obecnie zamieszkały w Kanadzie, tak wspomina te zarobkowe wyjazdy:

- Każdy z nas myślał, że wyjazdy takie to będzie dla nas prawdziwe „kokosy” finansowe. W myślach kupował sobie różne rzeczy, a także prezenty dla najbliższych w kraju. Miał też cichą nadzieję, że ktoś tam doceni jego kulturystyczną klasę i zaproponuje mu, aby za godziwe pieniądze został i trenował w Niemczech.
- Rzeczywistość jednak szybko sprowadziła nas na ziemię. Okazało się, ze nasza wizja kulturystycznego Eldorada pękła jak bańka mydlana. Na miejscu były tylko darmowe miejsca do spania i dieta w wysokości 100 marek na głowę. Po odliczeniu kosztów przejazdu i wyżywienia nic nie zostało w kieszeni. Nie było też żadnych propozycji sportowych ani zawodowych.
- Do Polski wracałem rozczarowany.. Powiedziałem sobie „Nigdy więce”. Z czasem jednak postanowiłem dalej próbowałem zarobić startując w zawodach na terenie Niemiec. Była to przecież dla mnie doskonała okazja, aby otrzaskać się w walce z dobrymi niemieckimi zawodnikami, przypatrzyć się ich treningom, dowiedzieć się czegoś o nowych trendach w metodyce treningów, jak również kulturystycznej diecie oraz suplementacji. To wszystko dało mi – wiedzę, której bez takich wyjazdów bym nie zdobył. Zobaczyłem też, jak należy sprawnie organizować dochodowe widowiska kulturystyczne. Tak, więc chociaż korzyści finansowe z takich wyjazdów nie były zbyt duże, to miałem inne, o wiele cenniejsze korzyści”
- Trzeba wyjaśnić, że federacja WAABA, którą w Europie kierował Serge Nubret, była konkurencyjna do federacji IFBB, której przewodniczył Ben Weider. I w której zrzeszeni byli polscy kulturyści.

Nic więc dziwnego, że Ben Weider dowiedział się o zarobkowo -sportowych saksach czołowych polskich kulturystów, bardzo się zdenerwował. W końcu Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej, do którego należeli polscy kulturyści, było za jego przychylnością, członkiem federacji IFBB, startują w zawodach konkurencyjnej federacji. To zabraniało im udziału w zawodach i imprezach organizowanych przez inne federacje.
Swojemu niezadowoleniu dał wyraz w kilku pismach, z załączonymi do nich sprawozdaniu z tych zawodów, opublikowanymi w zachodnioniemieckim czasopiśmie „S-J”, przesłanymi do naszych władz sportu. Żądał w nich surowych konsekwencji w stosunku do polskich kulturystów, którzy startowali w zawodach federacji WAABA.
Sytuacja stała się bardzo kłopotliwa. „Dyplomatycznie” przeproszono Bena Widera i poinformowano o rzekomo nałożonych „sankcjach”. W rzeczywistości, ówczesny wiceprezes ZG TKKF Włodzimierz Wilczek tylko trochę postraszył zawodników i zabronił im startować w zawodach innych federacji nią IFBB. I na tym się skończyło, przynajmniej oficjalnie.
Nieoficjalnie jeszcze kilka razy grupa polskich kulturystów, w różnym składzie, próbowała coś zarobić startując w RFN. Robili to jednak bez rozgłosu, bez większych sukcesów i za mniejsze pieniądze. W sumie była to klapa finansowa, która skutecznie odstraszyła od takich startów chętnych do zarabiania mięśniami.

Należy podkreślić, ze nasi czempioni startując w RFN mieli doskonałą okazję do wybrania azylu. Dostaliby go zapewne bez większych problemów. Kilka lat później z tej okazji skorzystał tylko, Henryk Szczepański z Poznania, natomiast pozostali, choć życie w kraju było trudne wracali do domu. Jak z tego widać, woleli żyć w Polsce.
* * *
Szansę zarobienia na kulturystyce dostrzegli nie tylko zawodnicy, ale również niektórzy organizatorzy i instruktorzy. Jednym marzyły się własne salony „budowania mięśni”, inni myśleli o produkcji odżywek i ich sprzedaży. Początki kapitalizmu były trudne i tylko niektórym udało się zrealizować swoje plany.
Szczególnie głośno było o jednym wielce pomysłowym, i już zasłużonym dla naszego sportu tzw. działaczu. Jeździł często za zachodnią granice i tam za „grosze” kupował przeterminowaną proteinę. W kraju „uszlachetniał” ją w nadmiarze, dosypując do niej glukozę „made in Poland”. Taką mieszankę pakował w firmowe pudełka i już za godziwe dla niego pieniądze sprzedawał upatrzonym „jeleniom”, spragnionym uzyskania szybkiego przyrostu muskulatury i siły jako czystą proteinę.
Wieść o jego „;eliksirze piorunującego rozwoju” szybko dotarła pod kulturystyczne strzechy. Interes błyskawicznie zaczął się rozwijać, każdy z ćwiczących przecież chciał zostać „współczesnym Herkulesem”. Kasa pęczniała, ale tylko przez kilka miesięcy. Prosperita skończyła się w momencie, gdy nasi mistrzowie na czele z Pawłem Przedlackim zorientowali się, że spożywanie „mikstury” naszego sprytnego „handlowca” nie daje im obiecanego efektu. Nie tylko że im nic nie przyrosło, ale mieli poważne zaburzenia gastrologiczne, więc po awanturze odebrali swoje pieniądze.
Jednak decydujący upadek „złotego interesu” niedoszłego biznesmena nastąpił, gdy swój produkt sprzedał pewnemu młodemu entuzjaście przyspieszonego rozwoju mięśni. Miał pecha, klientem okazał się fizyczny „zdechlak” o delikatnej wątrobie i żołądku. Biedak mało nie wyzionął ducha. Produkt zbadano, a cudem uratowany napisał o tym do władz sportowych. Nasz handlarz miał jednak szczęście, jakoś wywinął się z kłopotów, przerzucając się na legalną strefę handlu, a w przerwie fotografował nagą panienkę z szampanem w ręku, o czym było głośno nawet w prasie sportowej.
Niestety, ten interes również nie wypalił więc zaczął udawać w innej specjalności. Często zabierał głos, informował znajomych o swoich znacznych możliwościach, ale rzeczywistość okazała się nieporównywalna. Prawdziwa kariera ciągle jeszcze stoi przed nim otworem. .
Autor: Jan Włodarek Czerwiec 2004r.

Na marginesie: Kilkanaście lat później, nie spełniony „handlowiec” po nieudanych próbach dostania się do Sejmu jednak znalazł dla siebie właściwe miejscu, bowiem został doradcą politycznym ministra sportu, który (o nazwisku D.) miał „skryte i przestępcze interesy” ze znanym gangsterem B., mieszkającym w Austrii. Wkrótce D. został pozbawiony życia przez mordercę nasłanego przez wspólnika znad Dunaju. A w tle była blond kochanica zleceniodawcy zabójstwa i jednocześnie zamordowanego. Po jakimś czasie B. pozbawił się życia we więzienej celi. ( O panach D. i B. oraz ich ulubienicy dużo było w mediach).
Odpryskiem tej sprawy, było to, że nasz ”bohater”, stracił urzędowy stołek doradcy politycznego, ale zdążył jeszcze obiecać znanemu redaktorowi miesięcznika kulturystycznego, że warszawki ośrodek kulturystyki, dostanie na działalność sportową dotację finansową ze środków budżetowych w wysokości jednego miliona złotych! I na tym się tylko skończyło! Czyli dobrze dla redaktora, bo on tylko przeprowadził wywiad z politycznym doradcą. To, co napisał - głównie o sukcesach w kulturystyce – ukazało się w kolorowym magazynie kulturystycznym. Redaktor ma czyste sumienie, w domu śpi spokojnie.

Nasza silna grupa kulturystów startując „za chlebem”, ale wzmocniona oryginalnymi niemieckimi odżywkami dobrze sobie radziła. W zawodach ”Bestgebbauter Atlet -81”, w kategorii senior powyżej 172 cm wzrostu, startowało 15 zawodników: Paweł Przedlacki zajął 3 miejsce, zaś na 6 miejscu został sklasyfikowany Janusz Woch.
W niższej kategorii wzrostowej, tj. do 173 cm ( uczestniczyło 17 zawodników),.było już gorzej, bowiem Jacek Jabłoński znalazł się na 8 miejscu, a Henryk Szczepański dopiero na 11.
Warto dodać, że wówczas Jacek Jabłoński był aktualnym MP w kat 168 cm, a Paweł Przedlacki w kat. powyżej 175 cm. W 1982 roku Paweł utrzymał tytuł mistrzowski, startując w kat powyżej 90 kg, zaś Jacek Jabłoński zdobył brązowy medal w kat. do 80 kg. Janusz Woch nie startował w MP w ww. latach, zaś Henryk Szczepański był już na kulturystycznej „emeryturze”.(J.W.).październik 2011.
Rej.149/ jw.-21/2010.10.19
Ostatnia aktualizacja 2011.10. 21. Godz.23:59

Nie należy rozpoczynać treningu siłowego pod wpływem środków dopingujących i odurzających. Przed wykonywaniem opisanych tutaj metod treningowych i ćwiczeń należy się skonsultować z lekarzem. Autorzy i właściciel strony JWIP.PL nie ponoszą jakiejkolwiek odpowiedzialności za skutki działań wynikających bezpośrednio lub pośrednio z wykorzystania informacji zawartych na tej stronie.
Ostatnie Artykuły
Skutki koronawiru...
Święta Wielkiej ...
Zmarł nasz Przyja...
Wspomnienie... Pa...
Rak jądra choroba...
Flesz
 Albert Becles , 1977 r.
Albert Becles , 1977 r.
TYTANI
Na forum
Tylko aktywnych zapraszamy na forum
oraz
do Pionierów



















































Jeżeli na tej stronie widzisz błąd, napisz do nas.

Jan Włodarek | Historia | Sylwetki | Wywiady | Porady | Trening | Dietetyka | Medycyna | Wspomaganie | Sterydy | Ośrodki | RÓŻNE